Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 8-10 lat. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 8-10 lat. Pokaż wszystkie posty

2 września 2018

Klątwa dziewiątych urodzin Marcina Szczygielskiego

Klątwę dziewiątych urodzin Marcina Szczygielskiego wzięłam do ręki z obawą, że się rozczaruję. W pamięci mam jeszcze swoje odczucia po Tuczarni motyli. I rzeczywiście się rozczarowałam. Lecz – tu prank! - miło. Klątwa dziewiątych urodzin rozpoczyna się co prawda fantastyczym motywem wichury, która przenosi ludzi i trzeba się przed nią chronić za pomocą blach do pieczenia i rondli na głowie. Zamiłowanie do groteski wydaje się znakiem rozpoznawczym Marcina Szczygielskiego.
Głównymi bohaterkami Klątwy dziewiątych urodzin są: Maja, ciabcia i Monterowa. Okazuje się, że Maja nie stanie się czarownicą, jeśli przed dziewiątymi urodzinami nie rozwiąze zagadki zniknięcia siostry babci – Niny. Droga do jej odnalezienia prowadzi przez warszawskie legendy. Bohaterki odnajdują Syrenkę, Złotą Kaczkę, Sawę i Warsa – a wszystkie te postaci i kontekst, w jakim zostały umieszczone, są odmalowane z ogromnym poczuciem humoru. Marcin Szczygielski bawi się słowem, oto próbka: Takie, niestety, są wodniki. Niestałe. Przeciekają ci przez palce, gdy próbujesz z nich coś wyciągnąć. Spijają ci słowa z ust, lecz same rzadko puszczają parę z gęby i cedzą słowa przez zęby. Mają się za grube ryby, a w rzeczywistości to płotki. Lingwistycznych zabaw jest tutaj na pęczki. Są też obserwacje obyczajowe, np. Monterowa mówi, że jako emerytka przywykła do tego, że jej na nic nie stać. Mowa jest także o słoikach, które Syrena kradnie ,,słoikom". Nie wiem, czy dzieci coś z tego zrozumieją?
Bardzo zabawne i inteligentne są wyjaśnienia dotyczące zjawisk, jakie spotykamy na co dzień. Marcin Szczygielski tłumaczy magią fakt, że mama zawsze wie co dolega jej dziecku albo kłótnie między małżonkami wywoływane są przez fochus nadymus – rodzaj wirusa magicznego. Niektórzy łapią go na chwilę, inni na całe życie :)

Polecam. Książkę, rzecz jasna, a nie fochusa :) 

21 lipca 2018

Rany Julek! O tym, jak Julian Tuwim został poetą

Kiedy przeczytałam, że ta książka jest obowiązkową lekturą dla nauczania wczesnoszkolnego według nowej podstawy programowej - ucieszyłam się i .... pognałam do biblioteki, aby się z tą lekturą zapoznać. Byłam przekonana, że beletryzowana opowieść o życiu Juliana Tuwima, napisana przez bardzo dobrą poetkę - Agnieszkę Frączek - będzie interesująca. I cóż, rzeczywiście jest interesująca. Dla mnie. Natomiast czy dla dzieci w wieku 7-9 lat? Nie wiem. Moim zdaniem język książki jest za trudny dla tego przedziału wiekowego: Kolegom Julek urządzał wyścigi wiejskimi bryczkami. Sam nie brał w nich udziału - bryczki były dla niego zbyt ślamazarne, więc zamiast powozić jedną z nich, wolał dosiadać na oklep tego czy innego konia i galopować na nim jak szalony. Zakładam jednak, że mogę nie mieć racji, dzieci są różne, a zawsze wolę język zbyt literacki niż potoczny. Zaletą bezsprzeczną jest fakt, że dzięki książce pani Frączek dzieci dowiedzą się nieco o życiu Juliana Tuwima, o tym, że lubił przeprowadzać ćwiczenia chemiczno-fizyczne, zbierał gazety i hodował zwierzątka, miał siostrę Irenę (której zawdzięczamy przekład Mary Poppins na język polski - ale o tym ani słowa w Rany Julek!) i znamię na policzku, którego się wstydził. Interesujące są również ilustracje Joanny Rusinek: 

Zastrzeżenia mam do tytułów rozdziałów,  według mnie są za poważne. Najbardziej jednak nie podoba mi się to, że w treść wplecione są wiersze Agnieszki Frączek, stanowiące rodzaj gry słownej z utworami Juliana Tuwima. Do tego na końcu podaje się tytuły wierszy Tuwima, jakie niby znajdują się na określonej stronie, a jest to nieprawda. Na przykład na str. 70 ma widnieć wiersz Okulary, a umieszczono tam parafrazę tego utworu autorstwa Agnieszki Frączek: Szukał w sieni i na schodkach,/ szukał za portretem przodka,/ szukał w bucie i w surducie..., Wszędzie szukał, mówiąc w skrócie. 
Wydaje mi się, że w książce poświęconej poecie powinny znaleźć się tylko jego liryki, tym bardziej, że są znane dzieciom. Dzieci nie lubią przeróbek, przepadają natomiast za tym, co znają. Uważam, że wiele z nich będzie brało utwory Agnieszki Frączek za utwory Tuwima, tym bardziej, że są podobne. Biorę pod uwagę, że jest to zamierzony chwyt, ale nie nadaje się on dla młodszych odbiorców. Najlepiej byłoby, gdyby książka była lekturą w klasie 4 lub nawet 5 SP. Wówczas mogłaby posłużyć jako pretekst do szczegółowej analizy biografii Tuwima i interpretacji jego wierszy. Świetnie, że takie książki powstają, ale odbiorca wydaje mi się nietrafiony. Polecam natomiast dzieciom starszym, 10-11-letnim, z zastrzeżeniem, aby wyjaśnić im kto jest autorem wierszy umieszczonych w książce i czemu taki zabieg służy. Innymi słowy, książka dla ambitnych rodziców :) 

11 lipca 2018

Uprowadzona księżniczka

To jeden z tych filmów, który mile zaskakuje. Albo inaczej: zwiastun jest nudniejszy niż film :) 
Fabuła jest prosta: raz na jakiś czas (na 100 lat? - nie pamiętam z filmu :)) zły czarodziej porywa i zamienia w kamień księżniczkę. Tak się dzieje i tym razem. Po piękną Miłkę idzie biedny aktorzyna - Remik. Do pomocy ma tchórzliwego gryzipiórka, mądrego ptaszka i sprytnego chomika. Oczywiście Remik osiąga cel, a po drodze musi pokonać czarodzieja, potwory, przebyć niebezpieczną krainę i odkryć sposób na odczarowanie złych mocy. To produkcja ukraińska - tak, łał, prawda? Zwróciłam uwagę, że Miłka ma na sukni motyw ludowy, a wśród rycerzy walczących o rękę księżniczki pojawiły się postaci nieznane w produkcjach amerykańskich: przysadzisty sułtan i kozak z czubem długich włosów na czubku wygolonej głowy. 
Uprowadzona księżniczka nie jest doskonała. Kreacja głównej bohaterki jest niedopracowana, niby głosi feministyczne poglądy, ale ostatecznie tylko czeka na swojego wybawiciela, przysłowiowego rycerza na białym koniu. Nie wiadomo po co jest Lucek, dlaczego chomik pełni ważną rolę ani jaki jest powód porywania księżniczek. Autorzy nie wyjaśniają gdzie zniknęła mama Miłki, dlaczego do krainy z zombiastymi rycerzami trzeba przejść przez oko w drzewie? Pełne też tutaj odwołań popkulturowych i kulturowych, a każda z innej parafii. Mamy ,,oko" (Sauron?) i smoka wyglądającego jak animacja z Władcy Pierścieni. Pojawia się drzewo-dąb - źródło mocy (klimaty mitologiczne), w drzewie znajduje się ogromna biblioteka, ale ,,księga" niczego nie symbolizuje, za to pomieszczenie przypomina bibliotekę z Harrego Pottera. Mędrcem mieszkającym z dębie jest Kocur, żywa replika Shifu z Kung fu panda. Lucek, mędrkując, bierze do ręki czaszkę (Hamlet), a Kocur, rozgramiając rycerzy, robi to w takt walca Czajkowskiego. Najgorzej jest chyba  z motywem wisiorka, który niby jest tak ważny, a potem nic się z nim nie dzieje, w dodatku w niewyjaśniony sposób zawisa ponownie na szyi Miłki. 
OK, jednak mimo minusów, polecam Uprowadzoną księżniczkę, ponieważ jest zabawna i niegłupia. Dodatkowo, polecam z przyczyn pozafilmowych: należy wspierać naszych braci Słowian i życzyć Ukraińcom, aby ich kinematografia przebiła się na świecie. 

1 lipca 2018

Opowieści z Narnii: Podróż Wędrowca do Świtu

Trzecia część cyklu ,,Opowieści z Narnii" dotyczy przygód dwójki rodzeństwa: Edmunda i Łucji. Spędzają wakacje w domu nielubianego kuzyna – Eustacha Klarencjusza Srubba. Lewis pozwolił sobie tutaj na krytykę tzw. nowoczesnego wychowania (mówimy o latach 50. XX wieku). Eustachy mówił do rodziców po imieniu, dom był umeblowany ascetycznie, wszyscy nosili higieniczną bieliznę, a w razie złego samopoczucia brali pigułki.
Na szczęście już na samym początku pobytu w domu Eustachego rozpoczęła się dla dzieci nowa przygoda. Poprzez obraz wiszący na ścianie, zostali wciągnięci z powrotem do Narnii. Od poprzedniego pobytu minął ,,ludzki" rok, odpowiadało to trzem latom narnijskim.
Dzieci trafiają na statek Kaspiana, który postanowił wyruszyć poza Samotne Wyspy w celu odnalezienia siedmiu przyjaciół ojca księcia. Zostali oni kiedyś wygnani na rozkaz uzurpatora Miraza. Statek nazywa się ,,Wędrowiec do Świtu" i przy okazji opisywania go czytelnicy otrzymują sporą dawkę wiedzy na temat fachowego nazewnictwa wyposażenia i budowy okrętu. W trzeciej części opowieści pojawia się znany z poprzedniej powieści mysz Ryczypisk, jest też Aslan, ale Lewis wprowadził również nowe postaci – kapitana Driniana, Kaspiana, Czarodzieja – Koriakina, mędrca Ramandu i jego córkę. W jednej z krain pojawiają się też Patałachy – brawo dla tłumacza (Andrzej Polkowski) – jest to naród wyjątkowo głupich karzełków.
Dużo tu mitologii chrześcijańskiej: Księga, którą potrafi czytać tylko Łucja (motyw sam w sobie ciekawy) – przywołuje Aslana. W pewnym momencie przekształca się on w jagniątko, a potem, dosłownie, otwiera niebo przed Łucją i Edmundem. Jest też metaforyka związana z chrześcijaństwem: bohaterowie stają przed wyborem czy wpłynąć w Ciemność, a ich ostatnim celem podróży jest żegluga do Końca Świata. Tam zostaje waleczny mysz – Ryczypisk, w ten sposób wypełnia się przepowiednia pozwalająca odczarować trzech baronów poszukiwanych przez Kaspiana.
Kontynuowany jest wątek dojrzewania, w trzeciej części nacisk został położony na Eustachego: zostaje zamieniony w smoka i z tej perspektywy dostrzega swoje słabostki i ograniczenia. Bogactwo różnych nawiązań oszałamia. W omawianej części ,,Opowieści z Narnii" pojawia się wyspa, w której sny stają się rzeczywistością; są też handlarze niewolników, Morscy Ludzie w głębinach, stół z magiczną ucztą, płyny odmładzające i usypiające, cudowne rozpoznania, zaczarowane noże. Niestety, także jak to u Lewisa, pojawiają się sprawy dyskusyjne, np. obraz handlarzy niewolników w powieści: noszą długie, powłóczyste szaty, turbany na głowie i myślą tylko o pieniądzach. Zdanie Lewisa o kobietach też chyba nie było najlepsze. W tej części Narnii dziewczyny stanowią tylko tło, pisarz pozwolił sobie także na uwagę typu: ,,szczury lądowe – a szczególnie kobiety – nie ułatwiają pracy załodze". To są jednak drobiazgi, nieprzesłaniające całości, wartej polecenia.



24 czerwca 2018

Za niebieskimi drzwiami

Film ,,Za niebieskimi drzwiami" to polska produkcja z 2016 roku, fabuła oparta jest na powieści Marcina Szczygielskiego o tym samym tytule. To historia chłopca, który trafia do ,,świata za niebieskimi drzwiami" zamieszkałego przez strasznego Krwawca. Wszystko ma związek ze snem i chorobą... Widzę tu powiązania z Bruno Schulzem i jego Sklepami cynamonowymi, z Alicją w Krainie Czarów, Edwardem Nożycorękim, Opowieściami z Narnii - aby wymienić te, które przyszły mi do głowy jako pierwsze. 
Film nie rzuca na kolana, bo pewne wątki są przewidywalne, ale polecam do rodzinnego oglądania. Jako pretekst do rozmów na trudne tematy. Dla dzieci 8+.

14 czerwca 2018

Tuczarnia motyli

Wehikułem czasu i Czarnym młynem Marcina Szczygielskiego jestem zachwycona. Natomiast przy Tuczarni motyli mam mieszane uczucia. Z jednej strony doceniam aluzje do Alicji z Krainy Czarów, Pożyczalskich czy Przygód Guliwera, żeby wspomnieć najbardziej znane powieści z ,,malutkimi ludzikami", światem na opak i groteską. Z drugiej strony, głębia nawiązań i liczba szczegółów mnie przerosła.
Główna bohaterka, Maja, jedzie na ferie zimowe do swojej babci. Na miejscu okazuje się, że babcia i jej sąsiadka – Monterowa, które nota bene są czarownicami, uległy silnemu odmłodzeniu. Jako kilkuletnie dziewczynki wraz z Mają próbują znaleźć winowajcę metamorfozy. Odkrywają, że ma to coś wspólnego ze szklarnią niejakiej pani Kaweckiej. Ruszają tam, aby... ulec miniaturyzacji i wplątać się w wojnę między zwaśnionymi rodami skonstruowanymi na wzór carskich rodów żywcem z kiczowatych romansów. Dla przykładu: knazini Natasza Dymitrowa Kropotkin walczy o władzę z von Hildenburgenhausenami. Wszyscy mają coś wspólnego z motylami... Bardzo podoba mi się tytuł książki: tuczarnia motyli okazuje się ostatecznie miejscem wyzwolenia Mai i jej starszych opiekunek. Wracają do świata ludzi, a w szklarni pozostają motylołaki: cały ród Von Hildenburgenhausenów, Di Amorelli, La Bonaparte oraz Kropotkinowie. Niepotrzebny wydaje mi się cały długi wstęp o rodzinie Mai i śniegu, nie wiem czemu służy postać Marka? Ciekawa jest perspektywa istnienia mikroświata w doniczkach i konewkach, ale jakoś mnie nie porwało. Może jestem, hmm, za wiekowa?
Nie przepadam też za taką kreską, jaką prezentuje Magda Wosik. Dla mnie za surowa. 

18 maja 2018

Matylda Roald Dahl

,,Matylda" Roalda Dahla to jedna z najlepszych książek dla dzieci, jakie czytałam. Tytułowa bohaterka, 5-letnia dziewczynka, musi zmagać się się z brakiem inteligencji, brakiem zainteresowania, brakiem życzliwości i miłości swoich rodziców – państwa Wormwoodów. Roald Dahl zdecydowanie stoi na stanowisku, że nie każdy powinien być rodzicem. Matylda jest genialnym samoukiem i nie może znaleźć zrozumienia w swoim domu. Jej mama spędza życie na graniu w bingo i oglądaniu seriali. Tata handluje używanymi samochodami i jest bardzo dumny ze swoich nieuczciwych metod. Kapitalna jest rozmowa między Matyldą a tatą dotycząca czytania książek:
,,- Tatusiu – zaczęła – mógłbyś kupić mi książkę?
Książkę? - odparł. - A po kiego czorta ci książka?
- Do czytania, tatku.
- A co niby jest nie tak z telewizorem, na miłość boską? Mamy piękny telewizor z dwunastocalowym ekranem, a tobie się zachciewa książek! Robisz się rozpuszczona, moja panno!"
Pewnego dnia Matylda idzie do szkoły. Jej nauczycielka, miła panna Honey, od razu orientuje się jaki skarb trafił do jej klasy. Pragnie przenieść wychowankę do starszej klasy, ale na przeszkodzie stoi gargantuiczna dyrektorka. Cała opowieść kończy się szczęśliwie dla Matyldy.
Dużo tutaj uwag o głupich i okrutnych dorosłych, a fragmenty opisujące zachowanie panny Trunchbull przypominają prozę Dickensa. Jego powieści przeczytała zresztą Matylda i bardzo jej się spodobały. Listę lektur malutkiej Matyldy można potraktować jako Listę Książek Wartych Przeczytania. Znajdują się na niej m.in. ,,Duma i uprzedzenie" Jane Austen, ,,Otchłań ziemi" Mary Webb, ,,Grona gniewu" Johna Steinbecka.

Książka jest zabawna, oparta na dialogach, z wyraźnym przesłaniem: dobro zawsze wygrywa :) 

11 marca 2018

Serce Edmunda de Amicis

Zapomniana książka, kiedyś - w okresie międzywojennym :) - bardzo popularna. Polecam wydanie z kolekcji Cała Polska czyta dzieciom, ponieważ jest to opracowanie dostosowane do współczesnego czytelnika. Niektóre fragmenty zostały skrócone, niektóre - uproszczone. Całość przełożyła Maria Konopnicka. 
Serce ma formę pamiętnika, prowadzonego przez około 11-letniego Henryka. Opisuje on rok szkolny, pierwszą klasę w nowej szkole. W tok pamiętnika wplecione zostały listy od rodziców oraz tzw. miesięczne opowiadania, które uczniowie mieli za zadanie stworzyć i przepisać dla  kolegów. Kilka z tych opowiadań, np. Pisarczyk z Florencji funkcjonują w literaturze zachodniej jako osobne utwory. 
Serce Edmunda de Amicis przeczytałam po raz pierwszy jako 9-latka. I to wydanie pełne, blisko 500-stronicowe. Płakałam, gdy Garoffi przepraszał za nieszczęśliwy rzut śnieżką. Płakałam, gdy zginął mały Lombardczyk z historii Mała wideta lombardzka. Płakałam, gdy tata Precossiego przestał pić pod wpływem syna. Byłam zachwycona prostotą przekazu. Oczywiście nie umiałam tego tak nazwać. Podobało mi się, że w książce Amicisa świat jest czarno-biały. Wiele dzieci potrzebuje takiego jasnego przesłania. Dobro jest dobrem, a zło złem. Dzieci powinny szanować rodziców i nauczycieli. Ludzie powinni się szanować nawzajem. Należy sobie pomagać. Obywatele powinni kochać  i ginąć za swoją ojczyznę. Wolność, równość, braterstwo! - hasło rewolucji francuskiej pasuje tu jak ulał. 
Powieść została opublikowana w 1886 roku, w czasie, gdy Włochy jednoczyły się pod władzą Królestwa Sardynii. Nie trzeba jednak znać tych faktów, chociaż pojawiają się na kartach książki. Prawdy, jakie przekazuje Amicis, są uniwersalne.

2 marca 2018

Charlie i fabryka czekolady Roalda Dahla

Roald Dahl to postać kontrowersyjna i raczej nie zachęcam młodych czytelników do zapoznania się z jego biografią na Wikipedii. Natomiast wydawnictwa poszły dobrą drogą i podają interesujące informacje np. że Roald Dahl był pilotem RAF-u, a w dzieciństwie marzył o stworzeniu czekoladki, którą zachwyciłby się pan Cadbury. Wydawnictwo Zysk i S-ka podaje ponadto, że istnieje fundacja The Roald Dahl Foundation finansująca szkolenia dla opiekunów dzieci cierpiących na epilepsję, choroby krwi i urazy mózgu.
Przyznaję, że sądziłam, iż powieść Charlie i fabryka czekolady powstała niedawno. Chyba zasugerowałam się filmem z Johnym Deepem z 2005 roku. Tymczasem książka została opublikowana po raz pierwszy w 1964 roku, natomiast na język polski została przetłumaczona w 2004 roku.
Główny bohater - Charlie Bucket - mieszka razem z rodzicami i dziadkami w jednej chatce. Rodzina jest uboga, ponieważ pracuje tylko pan Buchet, ale wszyscy żyją w zgodzie i miłości. Szczególnie spodobała mi się idea więzi między Charlim a jego dziadkiem, Joem. To właśnie z nim chłopiec wyrusza na zwiedzanie fabryki Willego Wonki.
Myśl przewodnia tej krótkiej powieści jest bardzo klarowna: dzieci powinny szanować inne osoby, przede wszystkim rodziców – i takie dzieci zostają nagrodzone. Charlie i fabryka czekolady to utwór fantastyczny, utrzymany w konwencji groteski. Atmosfera w fabryce kojarzyła mi się ze światem Alicji z Krainy Czarów. Książka Charlie i fabryka czekolady jest świetna. Nieskomplikowana, z jednym wątkiem i jasną wykładnią. Polecam dzieciom w wieku około 10 lat.

Film z 2005 roku różni się od książki, według informacji uzyskanych od moich uczniów, stanowi połączenie powieści Charlie i fabryka czekolady z utworem Charlie i wielka szklana winda, ale nie wiem czy tak jest, bo nie znam tej drugiej książki. Film także mi się podobał, lecz słowo pisane mocniej do mnie trafa. 

11 listopada 2017

Pachnące książki - jak czekolada, jak cytryna

Autorka: Joanna Krzyżanek; ilustrator: Zenon Wiewiurka. Ten sam tandem co w przypadku publikacji o kurze Adeli. 
Obrazki są zabawne, przemyślane, staranne. Tekst natomiast, no cóż. Mnie się wydaje za długi, zbyt retoryczny, przegadany. Może patrzę na to z punktu widzenia matki czytającej dziecku. Książki pożyczyłam od 11-letnich dziewczynek, im ta seria bardzo się podoba. 
Bajka pachnąca czekoladą to pierwsza pozycja cyklu. Całą historię opowiada nam Emilian Apla, urodzony w bibliotece bibliotekarz. A jest to historia sklepu z czekoladą prowadzonego przez pewne małżeństwo: Hilarię i Balbina Andruszko. W dniu urodzin Balbina, jego żona oznajmia, że jadą w dawno wymarzoną podróż dookoła świata. Tylko co zrobić ze sklepem? Odpowiedź daje im Baba Porada. Każdy chętny musi kupić czekoladę i zjeść ją dopiero po 48 godzinach. Udaje się tylko jednej osobie. Dlaczego? O tym trzeba przeczytać. Obwoluta książki i jej strony zostały tak zaprojektowane, aby po potarciu ich dłonią, poczuć zapach gorzkiej czekolady. Synestezja, o jakiej się nie śniło filozofom... :) 
Bajka pachnąca cytryną zbudowana jest na tym samym schemacie: Emilian Apla opowiada nam o Małgosi i jej dziadku. Małgosia ma 8.urodziny i wymienia 9 rzeczy, jakie chciałaby dostać w prezencie. Na końcu okazuje się, że dziadek wziął tekst bajki o rozkapryszonej Loli za żądania swojej wnuczki. A jego Małgosia kocha go za to, że jest, a nie za to co od niego dostaje. Ładny przekaz, bez dwóch zdań :) 
W tekście oczywiście znajduje się pełno odwołań do cytryn, do kwaśnej miny itp. Mnie jednak najbardziej spodobało się pierwsze zdanie, wyzwalające baśniowe skojarzenia: Za siedmioma rozłożystymi klonami wiła się droga - długa, szeroka i kamienista, otoczona z prawej i lewej strony niskimi murowanymi płotami, na które kilka lat temu wdrapał się mech i już z nich nie zszedł. 

Cytat: str. 11, Wydawnictwo WDS w Sandomierzu

3 listopada 2017

Księga życia

Tytuł zobowiązuje, chociaż to film :) Podobnie jak okoliczności - trwa czas wspominania zmarłych. Dzisiaj docierają do nas inne - niż słowiańska - tradycje obchodzenia pamięci o tych, co odeszli. Oczywiście najpopularniejsze jest Haloween, ale coraz częściej słyszy się także o meksykańskim Dia de Muertos, polegającym na festiwalowym ujęciu tematu śmierci. I do tej tradycji nawiązuje film z 2014 roku pt. Księga życia. 
Nie będę rywalizowała z Filmwebem, bo jest lepszy ode mnie, dlatego zainteresowanych odsyłam na stronę http://www.filmweb.pl/film/Ksi%C4%99ga+%C5%BCycia-2014-683515#. 
Film polecam. Reżyser: Jorge R. Gutierrez razem ze scenarzystą: Douglasem Langdale`m stworzyli barwną, opartą na meksykańskiej tradycji, wizję zaświatów, w których istnieją dwie krainy: Kraina Zapomnianych i Kraina Pamiętanych. Ci ostatni w Dzień Zmarłych spotykają się z żywymi bliskimi na swoich własnych grobach. Nota bene, groby są kolorowo przystrojone, obstawione jedzeniem (słowiańskie dziady!).
Film rozpoczyna się wizytą grupki dzieci i nastolatków w muzeum. Zwiedzający uważają, że to najnudniejsze miejsce na świecie. Lecz tajemnicza pani przewodniczka szybko wyprowadza ich z błędu. Otwiera Księgę Życia i wprowadza młodzież w świat dwóch potężnych bóstw: La Muerte i Xibalby. Założyły się one o to, który z chłopców - Manolo czy Joaquin poślubią piękną i mądrą Marie (kiedy dziewczyna wraca z Europy, krążą o niej plotki, że czyta książki dla przyjemności!). Sprawa nie toczy się jednak o miłość. Chodzi o dojrzewanie, o zrozumienie wśród najbliższych, o odwagę bycia sobą. Doceniam, że ktoś postanowił oswoić dzieci z tematem śmierci. Podobała mi się także animacja - bohaterowie wyglądają jak drewniane kukiełki, co naprowadzało mnie na motyw "życie-scena", ale chyba niezamierzony przez twórców. 

13 października 2017

Nelly Rapp i szamanka - Martin Widmark, Christina Alvner

Tym razem tematem są duchy, zombie i voodu. Jestem temu przeciwna, dlatego nie będę się specjalnie rozpisywała. Fabuła jest następująca: rodzice Nelly wybrali się do karaibskiej restauracji na kolację. Tam mama Nelly wypiła napój zatytułowany "Ucieczka dusz". Okazało się, że właścicielka restauracji zamienia ludzi w zombie, aby dla niej pracowali. Do tego trzyma w skrzyni laleczki voodo i za ich pomocą wyrządza krzywdę ludziom, których symbolizują. 
Nelly ma amulet egipski, chroniący ją przed czarami, dlatego bez problemu uwalnia mamę i innych ludzi od czarów. Nie podoba mi się zarówno tematyka, jak i użyty język. Wydaje mi się, że tłumacz nie dołożył należytej staranności w doborze słów. Nelly mówi np. do starszego pana: Patrz, jak idziesz! - co w języku polskim brzmi niegrzecznie. Nie podobała mi się także uwaga Nelly, że jej tata, gdy patrzy na ładną kobietę, ma w oczach coś, co przypomina wygląd psa, który zauważył suczkę. Moim zdaniem to wulgarne i nieodpowiednie dla dzieci. 
I na koniec jeszcze jedna scena: mama Nelly wymierza swojemu mężowi siarczysty policzek za to, że zauroczyła go ładna miss Thompson. No, nie. Dla mnie nie do przyjęcia. NIE POLECAM. 

16 września 2017

Atlas smaku

Dzisiaj gotowanie jest niezwykle modne. Dobrze, jeśli idzie za tym wiedza. A to oferuje wydawnictwo Olesiejuk. Grafika przypomina mi tę, jaką wyróżniała się kiedyś oficyna Dwie Siostry. Bardzo dużo drobnych rysunków, prosta kreska, obok podstawowe informacje, tak, aby nie zanudzić.
Atlas smaku, zgodnie ze słowem kluczowym, został podzielony na kontynenty i państwa. Na ogromnych mapach umieszczono potrawy, owoce, różne składniki jedzenia charakterystyczne dla omawianego regionu. Można się w to wczytywać, a nawet "wwąchiwać", ponieważ tak smakowicie wyglądają prezentowane zioła, ciastka, mięsa i zupy oraz wiele innych rzeczy. Przy każdym państwie znajduje się notatka i flaga, a przy niektórych składnikach wyjaśnienie pochodzenia, np. na stronie poświęconej Francji przeczytamy o bagietce i serze reblochon. Mówiąc krótko, edukacja w najlepszym wydaniu. Polecam.

12 lipca 2017

Czy można odzyskać skradziony czas?

Na takie pytanie próbuje odpowiedzieć Nelly Rapp w kolejnej części cyklu zatytułowanej "Nelly Rapp
i czarownicy z Wittenbergi". Jest to nieco lepsza, moim zdaniem, część w porównaniu do białych dam. Całość przeczytałam w 15 minut, polecam dzieciom, które odkryły radość czytania. 
Tym razem Nelly orientuje się, że coś nie tak dzieje się z płynącym czasem. Raz przyspiesza, raz nie,
a ludzie są bardzo od niego uzależnieni. To według mnie najważniejsza wartość dydaktyczna tej książeczki. Uświadomienie małym odbiorcom, że to my zarządzamy czasem i że warto czasem go poświęcić rozrywce, spaniu czy lenieniu się... Martin Widmark oparł całość na frazeologizmach związanych z czasem: poświęcić czas; skradziony czas; stracony czas; czas się zatrzymał; pełno czasu; oszczędzać czas. Jak to bywa w takich zabawach językowych, cały dowcip polega na tym, że powiedzenia te zostały potraktowane dosłownie. 
Wspomnę na koniec, że ciekawy jest motyw zamiany czasu w rzecz materialną. Gdybyśmy potrafili to robić...


5 lipca 2017

Nelly Rapp i białe damy

Martin Widmark to, jak informuje nas notka na okładce: "szwedzki gigant literatury dla dzieci". Po serii kryminałów z Lasse i Mają w roli głównej, przyszedł czas na historie gotyckie przeznaczone dla dzieci, w wieku około 8-10 lat.
Historia opowiedziana w "Nelly Rapp i białe damy" jest zabawna, krótka i bezpretensjonalna. W sam raz aby oswoić młodego czytelnika z tematem duchów.
Tytułowa bohaterka, Nelly, otrzymuje od swojej nauczycielki z Upiornej Akademii wykrywacz duchów. Dobrze się składa, ponieważ Nelly z rodzicami jedzie na weekend do zamku Lovlunda. Na zamku podobno pojawia się duch Białej Damy - to Gabriella Svinowska (polska końcówka przy nazwisku :)), która spadła ze schodów idąc na bal ze swoim narzeczonym. Ostatecznie okazuje się, że na zamku mieszkają dwa duchy!
Fragmentami narracja jest prowadzona w czasie teraźniejszym, co nadaje całości reportażowy charakter - akcja posuwa się w bardzo szybkim tempie. Ja mam wątpliwości dotyczące ilustracji - taka surowa kreska nie bardzo mi odpowiada -

Zastrzeżenia mam też do narracji opartej jedynie na opisie akcji. Wychowana w poprzednim wieku, wolę nieco plastyczności. Rozumiem jednak, że w związku z tym, że narracja jest prowadzona z punktu widzenia Nelly, rejestruje ona głównie fakty, dziecko nie skupia się przecież na opisie przedmiotów :)
Dobrze, że bohaterką jest dziewczynka - inteligentna, energiczna, nie boi się duchów, bezproblemowo według instrukcji składa wykrywacz duchów - z feministycznego punktu widzenia OK. Kiedy byłam mała, brakowało mi takich bohaterek. Dlatego pokochałam Anię Shirley - rudego bystrzaka :)
Na pewno ta seria jest odpowiednia do zachęcenia do czytania, do sprawienia, aby sięgnięcie po książkę było dla dziecka czynnością relaksującą. 

27 maja 2017

Opowieści z Narnii. Książę Kaspian

Nie sądziłam, aby druga część Opowieści z Narnii bardziej mi się podobała niż pierwsza. A jednak.
Książę Kaspian to taka Drużyna Pierścienia dla młodszych dzieci.
Można ją czytać niezależnie od pierwszej. Autor-narrator na samym początku streszcza wydarzenia z Opowieści z Narnii. Lew, czarownica i stara szafa oraz informuje, że druga część rozpoczyna się fabularnie rok po powrocie dzieci do realnego świata.
Łucja, Piotr, Edmund  i Zuzanna siedzą na stacji kolejowej. Mają jechać do szkoły. Nagle przenoszą się do innego świata, do jakiś ruin, które wydają im się znajome. Wkrótce znajdują buteleczkę z magicznym płynem oraz łuk i miecz - i przypominają sobie, kim byli w Narnii. Następnego dnia obserwują z ukrycia jak dwaj żołnierze chcą utopić karła. Rodzeństwo ratuje krasnoluda, a ten opowiada im o losach Narnii. Rozpoczyna się "powieść w powieści". Okazuje się, że wiele lat temu, kiedy z Narnii zniknął Aslan i czworo dzieci, które pokonały, Białą Czarownicę, z krainy Telmar przybyli do Narnii Telmarzy. Pierwszy władca, Kaspian Zwycięzca, wytępił mówiące zwierzęta, karły i drzewa. Spora część jednak przeżyła i pochowała się w jaskiniach i lasach. Czekają na przywódcę, który poprowadzi ich do zwycięstwa. Będzie nim Kaspian, wychowany na opowieściach starej niani i opiekuna Doktora Korneliusa, którzy wspierali marzenie chłopca  o przywróceniu dawnych czasów. Kaspian dowiaduje się, że czworo ludzi znowu przybyło do Narnii. Odszukuje je i razem walczą z królem Mirasem i jego zwolennikami. Przybywa też Aslan.
Historia zatacza koło. Narnia znowu jest wolna. Aslan może zająć się czymś innym. Dzieci wracają na stację kolejową. Wiedzą już, że kolejny raz będzie należał tylko do Edmunda i Łucji. Piotr i Zuzanna są już za starzy. Metaforyczne ujęcie dorastania, może nie odkrywcze, ale bezpretensjonalne, doskonałe dla dzieci.
Całość jest niezwykle baśniowa. Motyw starej niani, podstępnego wuja-niby opiekuna, nauczyciela-mentora dla młodego księcia, wilkołaki, wiedźmy, krasnoludy, gadające drzewa, sprytne myszy w żelaznych zbrojach. Przemoc jest mocno przefiltrowana: pokazana jako smutna konieczność, raczej samoobrona niż atak. Klimat bliski Hobbitowi i Władcy Pierścieni, ale także Braciom Lwie Serce Astrid Lindgren. 

5 maja 2017

Opowieści z Narnii: lew, czarownica i stara szafa

Cykl Opowieści z Narnii Clive`a Staplesa Lewisa powstał dawno temu, w latach 1949-1954; całość składa się z 7 części. Pierwsza nosi podtytuł: Lew, czarownica i stara szafa. W Polsce książka stała się popularna niedawno, głównie z racji tego, że została wciągnięta na listę lektur szkolnych. I faktycznie, bardzo dobrze się ją omawia. Jest krótka, mądra, dobrze napisana oraz zawiera mnóstwo wątków mitologicznych, baśniowych, rycerskich i chrześcijańskich. Znawcy tematu dyskutują w jakiej kolejności należy czytać poszczególne części - zainteresowanych odsyłam do Wikipedii. Mnie się wydaje, że kolejność podana przez wydawcę wystarcza. Innymi słowy, warto rozpocząć swoją przygodę z Narnią od omawianej części. 
Jest druga wojna światowa. Londyn przeżywa niemieckie oblężenie. Naloty niszczą miasto. Władze podejmują decyzję o wywożeniu dzieci poza stolicę. Czwórka rodzeństwa: Piotr, Zuzanna, Edmund, Łucja trafiają do domu Profesora daleko na prowincji. 
Pewnego dnia najmłodsza Łucja chowa się w szafie stojącej w jednym z pokoi. Okazuje się, że szafa to przejście do magicznej Narnii - krainy pełnej driad, centaurów, mówiących zwierząt i faunów. W Narnii od stu lat panuje zima, którą wprowadziła okrutna Biała Czarownica. Łucja wraca do świata ludzi, ale rodzeństwo nie wierzy w jej opowieści o Narnii. Wkrótce jednak wszyscy trafiają  do fantastycznej krainy. Mieszkańcy Narnii próbują walczyć z Białą Czarownicą. Otuchy dodaje im fakt, że spełnia się pradawna przepowiednia: pojawiają się Synowie Adama (Piotr, Edmund) i Córki Ewy (Łucja, Zuzanna) oraz Aslan - władca wielu krain, który przybrał postać lwa. Nie trzeba chyba dodawać jak głęboka jest symbolika związana z tym zwierzęciem, podobnie jak ze sformułowaniem: Synowie Adama, Córki Ewy. To jednak nie wszystko. Clice Staples Lewis  swobodnie i z wdziękiem miesza konwencje, porządki i światy. Biała Czarownica zabroniła Narnijczykom obchodzić Boże Narodzenie, ale kiedy jej władza słabnie, w krainie pojawia się Święty Mikołaj. Dzieci otrzymują od niego niezwykle ważne prezenty. Sama Biała Czarownica przypomina Królową Śniegu z baśni Andersena.
Cała opowieść toczy się wokół bitwy Dobra ze Złem. Zanim dojdzie do decydującego starcia, Aslan poświęca życie, aby odkupić grzech zdrady dokonany przez Edmunda. Jasne nawiązanie do Chrystusa to kolejny ważny kontekst tej lektury. 
Ostatecznie po wygranej walce ludzkie rodzeństwo rozpoczyna władanie Narnią. Po zabiciu Białej Czarownicy, ożywają kamienne posągi, w jakie zamieniła mieszkańców bezlitosna królowa, a zima odchodzi bezpowrotnie. 
Po wielu latach, całkiem przypadkowo, dorosły Piotr, Łucja, Zuzanna i Edmund wracają - przez szafę - do realnego świata. Okazuje się, że ziemski czas stał w miejscu i bohaterowie znowu są dziećmi... Wbrew ich obawom, właściciel domu - Profesor - uwierzył w opowieść o Narnii. Ba, sprawiał wrażenie, że wie o wiele więcej. Kim tak naprawdę jest Profesor? Książka tego nie wyjaśnia, ale lubię takie wątki dające do myślenia. 
Opowieści z Narnii: lew, czarownica i stara szafa bardzo się dzieciom podobają. Klimat angielskiej zimy, opisy przytulnych wnętrz domku fauna Tumnusa, czy norki państwa Bobrów przywodzą na myśl tolkienowskie opisy. Lewis i Tolkien się przyjaźnili, i to bardzo widać, gdy zna się powieści obu panów. Opowieści z Narnii to taka baśniowa odmiana Władcy Pierścieni
Polecam zdecydowanie cały cykl. Wkrótce opiszę pozostałe części.

7 kwietnia 2017

Czy wojna jest dla dziewczyn?

Trzymam w ręku książkę Pawła Beręsewicza i dziwię się, że chociaż to już V wydanie, to nigdy o tym nie słyszałam. Bardzo interesująca lektura - dla dziewczynek, o wojnie. Pisałam tu już o "Syberyjskich przygodach Chmurki" i o "Arce czasu", znam też "Fajną ferajnę" - wszystkie te książki opowiadają o wojnie z punktu widzenia dziecka. Do tego cyklu należy także "Czy wojna jest dla dziewczyn?". Bohaterka utworu odpowiada: Ta wojna nie była tylko dla chłopaków. Niestety.
Paweł Beręsewicz prezentuje nam krótką, zbeletryzowaną  historię Eli Łaniewskiej, pseudonim "Czarna Elka". Pani Elżbieta, obecnie Łukaszczyk, mieszka i pracuje jako lekarz w Zakopanem.
W chwili wybuchu wojny mała Ela miała 9 lat. Opowiada nam o ostatnich, przedwojennych wakacjach, o Antku, który nie chciał się z nią bawić; o zabawie z tatą w Głupią Odpowiedź na Głupie Pytanie; o rannych ludziach na ulicach, o mamie-lekarce; o dziwnych panach wypytujących o ojca; o wyprawie do lasu "na grzyby", których nie było; o tym, kto znany z dzieciństwa przeżył, a kto nie.
Proste słowa,perspektywa dziecka, ogrom refleksji po lekturze tych kilkunastu stron. Ciekawe ilustracje Olgi Reszelskiej: nowoczesna kreska, nieco komiksowe ujęcia.
Wydawnictwo Literatura, 2016 rok; 47 stron.
POLECAM.

13 marca 2017

Sing (film 2016)

"Sing", w reżyserii i według scenariusza Gartha Jenningsa. Produkcja japońsko-amerykańska.
Na ten film nie musimy się wybierać do kina. Wystarczy płyta w dvd w deszczowy dzień. Fabuła jest bardzo niewyszukana: miś koala - Buster - w wieku 6 lat doznaje olśnienia teatrem. Następuje przeskok czasowy - Buster prowadzi teatr założony przez jego tatę. Twórcy uparcie używają pojęcia "teatr", choć bardziej chodzi o musical czy operetkę. Sam gatunek nazwałabym musicalem, formą niezwykle lubianą przez Amerykanów. Buster ma kłopoty finansowe, ale miły z niego gość - cały czas zatrudnia starszą panią jaszczurową, ze szklanym okiem, niegramotną, dawniej nauczycielkę muzyki. To ładny przekaz.
Buster ogłasza Konkurs Śpiewania, aby ratować podupadający teatr, bo przecież "nikt nie chce oglądać Romea i Julii" (auu, zabolało ;)). Przez pomyłkę na ulotce reklamowej pojawia się nagroda w wysokości 100 000 dolarów, chociaż Buster mógł ofiarować jedynie 1000 i to w różnych przedmiotach, nie w gotówce. 
Na konkurs stawia się m.in. Lusita - gospodyni domowa, mama 20 prosiaczków; Gorilla, który nie chce należeć do bandy swojego ojca; zarozumiały Mike marzący o sławie i bogactwie; nieśmiała Słonica oraz punkowa jeżozwierzyca. Podczas konkursu wychodzi na jaw, że nagrody nie ma, a cały teatr niszczy rosyjska mafia w postaci  trzech niedźwiedzi goniąca zadłużonego Mike`a. Z depresji wyciąga Bustera nowo powstała grupa wykonawców. Przebojowy koala wskrzesza teatr i doprowadza do występu. 
Całość okraszona jest mądrościami typu: "Nie pozwól, aby strach przeszkodził ci sięgnąć gwiazd"; "Trzeba się wyspać, aby dobrze pracować"; "Czasem warto sięgnąć dna, aby się od niego odbić". Nie mam nic przeciwko, ale wolę, jeśli jest to podane w bardziej wysublimowany sposób. Na uwagę zasługują piosenki, odświeżone dla młodszego widza, np. I`m still standing (Elton John), Hallelujah (Leonard Cohen), Bamboleo (Gipsy Kongs) czy Under Pressure zespołu Quinn. Niestety, w innych wykonaniach, ale zawsze warto posłuchać. Jeśli się wie, że Garth Jennings wyreżyserował bardzo dużo teledysków, to wszystko staje się jasne. Nie wiem czy imię "Buster" to nawiązanie do kultowego dla Amerykanów Bustera Keatona? A scena rozpoczęcia musicalu stanowi odnośnik do początków Muppet Show (księżyc w kuli światła)? Oczywiście to nie ma znaczenia dla dziecięcego odbiorcy.
Film zdobył aż 10 nominacji w różnych konkursach i kategoriach, m.in. był nominowany do Złotego Globu w kategorii najlepszy film animowany. Ostatecznie żadnej nagrody nie zdobył. Moim zdaniem to animacja całkiem przeciętna, nic odkrywczego. Podobnie jak wątki: odrzucenie przez tatę, niezrozumienie przez bliskich, nakaz podążania za marzeniami, wsparcie ze strony ukochanych osób jest najważniejsze itd.
Czy polecam? Jasne, patrz trzecie zdanie :)

11 marca 2017

Balerina

Felka z sierocińca postanawia spełnić swoje marzenia. Ucieka do Paryża i w nieco pokrętny sposób zaczyna naukę baletu. Wraz z Felką w Paryżu znalazł się Wiktor, który marzy o tym by zostać wynalazcą. Felicja przekonuje się, że aby zrealizować swoje marzenie, musi dużo ćwiczyć. Pomaga jej w tym oschła, poważna Odeta, jak się później okazuje - była tancerka. 
Wszystko kończy się pięknym morałem: najważniejsza jest pasja i wytrwałość. Film "Balerina" to także pochwała szczerości i przyjaźni. Niezwykła animacja, produkcja kanadyjsko-francuska, co od razu widać w obrazach i muzyce. Akcja toczy się głównie w XIX-wiecznym Paryżu, trwa właśnie budowa Wieży Eiffle`a, pojawia się też Statua Wolności, szykowana na podróż do Nowego Jorku. Są to elementy edukacyjne, które zawsze mnie zachwycają w filmach dla dzieci. Jest też opera w Paryżu, pokazano również katorżniczą pracę jaką muszą wykonać baletnice, aby dostać się na scenę. Nie jest to jednak film tylko dla dziewczynek. Dużą rolę odgrywa tutaj też Wiktor, może nieco mniej pracowity niż Felka, ale jakże uroczy :) 
Niektórzy recenzenci zarzucają scenarzystom oparcie fabuły na kłamstwie, ponieważ Felka podaje się za inną dziewczynkę, aby dostać się do szkoły baletowej. Ostatecznie prawda wychodzi na jaw, ale winna nie zostaje ukarana. No cóż, jest to element słabszy, ale bez przesady: oszukana dziewczynka dostaje szansę występu, a Felka przekonuje się, że, aby coś osiągnąć, pasję trzeba połączyć z pracą.