15 sierpnia 2017

Stowarzyszenie umarłych poetów (Nancy H. Kleinbaum)

Film z 1989 roku był wydarzeniem. Scenariusz napisał Tom Schulman. Z informacji z Filmwebu wynika, że Stowarzyszenie... to jego najlepszy tekst. Po kilku latach Nancy H. Kleinbaum na podstawie scenariusza napisała książkę. Prawdopodobnie dlatego tak świetnie się ją czyta. 
Akcja powieści rozgrywa się w roku 1959, w Stanach Zjednoczonych, w Akademii Weltona. Ta placówka słynie z surowych zasad oraz z tego, że jej absolwenci bez problemu dostają się na renomowane uczelnie. Idealny uczeń Akademii Weltona podporządkowuje się systemowi wychowania, nauczycielom i rodzicom. Ci, którzy tego nie robią, zostają wyrzuceni z Akademii. To żadna kara w porównaniu z tą, jaka czeka relegowanego w domu. Postrzegany jest on jako wyrzutek, nieudacznik i ten, Który Zawiódł Rodziców. Problem niekochania, odrzucenia i niezrozumienia na linii nastolatek-rodzic jest tutaj dominujący. 
Tytułowe Stowarzyszenie... to ugrupowanie założone przez nauczyciela - pana Keatinga w czasach jego pobytu w Akademii (kilka lat przed akcją książki). Złożone było z chłopców, którzy spotykali się w pewnej jaskini, nieopodal szkoły, i czytali wiersze - poetów angielskich i amerykańskich, oraz własną twórczość. 
Grupa uczniów Keatinga, zafascynowana metodami pracy pedagoga, wskrzesza ideę Stowarzyszenia umarłych poetów: "Nazwa oznaczała tylko tyle, że ten, kto chciał przystąpić do stowarzyszenia, musiał być umarłym. (...) Żyjący ślubowali jedynie wierność, byli kandydatami stowarzyszenia. Aby zostać pełnoprawnym jego członkiem, trzeba terminować całe życie, aż do śmierci" (Wyd. Rebis, Poznań 2012, str. 45) - tak wyjaśnił Keating swoim podopiecznym. Moim zdaniem dosyć to niejasne, ale intrygujące :) 
Bohaterowie filmu/książki - 16/17-letni chłopcy dali się porwać tym romantycznym zasadom. Ich nauczyciel - pan Keating - wyzwolił w nich pragnienie posiadania niezależnych poglądów, bycia sobą, nieudawania przed innymi (głównie rodzicami) kogoś, kim nie są. Jako naczelne hasło życia podał: carpe diem! - sentencję Horacego, która w całości brzmi: "Chwytaj dzień, bo przecież nikt się nie dowie, jaką nam przyszłość zgotują bogowie..." (Pieśni, 1,11,8). 
Niestety, kończy się to tragicznie dla jednego z chłopców. Popełnia samobójstwo, ponieważ tylko w ten sposób jest w stanie przekonać swojego ojca, że ten nie miał racji i prawa do decydowania o przyszłości syna. 
Szczerze mówiąc, mam pewne wątpliwości co do głębi psychologicznej bohaterów i umotywowania ich postępowania, ale nie będę się czepiać, ponieważ pierwotnie był to film, a ta sztuka rządzi się własnymi prawami, np. tendencją do upraszczania. 
Z pewnością jest to świetna książka dla nastolatków, tak mniej więcej dla 14+. Kłopoty z kolegami, z rodzicami, pierwsza miłość (dobrze napisana scena erotyczna, dlaczego w polskiej literaturze dla nastolatków takich rzeczy nie ma?), problemy z odpowiedzią na pytania: kim chcę być? Czy trzeba aż popełniać samobójstwo, aby zaistnieć?- to materiał dla dojrzewającego czytelnika. 
Fabuła filmu/książki opiera się o teksty poetyckie, co samo w sobie jest bardzo interesujące. Jak to robią w tych szkołach, że potrafią wyrobić taki szacunek dla Szekspira czy Whitmana? I nikt nie jęczy, że to trudny język, że "ja nic nie rozumiem", tylko dąży do zrozumienia albo przeżycia tych wierszy? 
Na koniec cytat. Keating mówi do swoich uczniów: 

"Moi drodzy żacy, w człowieku tkwi nieodparta potrzeba bycia akceptowanym. Za wszelką cenę musicie jednak zaufać tym cząstkom swej osobowości, które wyróżniają was spośród innych i sprawiają, że jesteście niepowtarzalni. Nawet jeśli wyróżniająca was cecha jest dziwna czy nieakceptowana. Frost powiedział kiedyś tak: 
Gdy stanąłem w lesie na rozstaju dróg
Podążyłem tą mniej uczęszczaną,
I wiedziałem, że to znaczy już,
Że jest inaczej."
(tłum. Paweł Laskowicz, Rebis 2012, str. 83-84)

10 sierpnia 2017

Czy wróżki rzeczywiście istnieją?

To pytanie rozpala dzisiaj wyobraźnię niejednej dziewczynki. Wydaje mi się, że współcześnie niezwykle modne są wróżki, zapewne przyczyniła się do tego kariera Dzwoneczka z opowieści o Piotrusiu Panie. Nie mam nic przeciwko, ponieważ Dzwoneczek jest mądra, pracowita, miła i niezależna. 
Książka pani Potyry wpisuje się w tę modę. Mojej siedmioletniej córce bardzo się spodobała, chociaż według mnie jest nieco za długa, a zdania są niepotrzebnie rozwlekłe. Lecz to moja opinia. 
Zuzia na tropie wróżek to druga książka z serii, pierwsza nosi tytuł: O Zuzi, która nie wierzyła w dobre wróżki. Po pierwszej pożyczyłyśmy drugą. 
Czteroletnia Zuzia, rezolutna łobuzica, postanawia wybrać się na poszukiwanie wróżek. Mama przecież powiedziała, że "wróżki są wszędzie". Podczas gdy Zuzia pakuje walizkę, jej opiekunka, wróżka Ostróżka - bo okazuje się, że wróżki rzeczywiście istnieją ;) - w panice frunie po pomoc. Boi się bowiem, że Zuzi stanie się jakaś krzywda. Ostatecznie trzy wróżki doprowadzają do tego, że dziewczynka bezpiecznie wraca do domu. Na plus książki przemawia bohaterka - mądra i miła dziewczynka, obecność zwierząt, którym należy się szacunek; z warstwy językowo-treściowej: bogate słownictwo, zabawne powiedzonka, sytuacje z życia wzięte. Przyjemne dla oka ilustracje.
Na minus: Zuzia ma konstrukcję psychiczną siedmiolatki, a nie czterolatki; lecz to szczegół. Ogólnie polecam. 

8 sierpnia 2017

Marika, dziewczynka z gór

Kolejna książka ilustrowana przez Khoa Le. Tekst jest autorstwa Giancarlo Macri, ale nie ustępuje w niczym Tajemniczym księżniczkom. 
Marika, dziewczynka z gór kocha miejsce, w którym żyje, czyli piękne, wysokie góry. Pewnego dnia odbywa lot na skrzydłach orła. Widzi niedźwiadka na snowbordzie i Królową Lodu grającą na fortepianie. Czy Marika to sobie wyobraziła, czy rzeczywiście orzeł zabrał ją na podniebny lot? Nie wiadomo... 
Obrazki Khoa Le można oglądać i oglądać...