Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 10-13 lat. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 10-13 lat. Pokaż wszystkie posty

26 września 2018

Ania z Zielonego Wzgórza

Książka niesłusznie uznana za ,,dziewczęcą". Z moich doświadczeń wynika, że gdy chłopcy nie wiedzą, że to ,,dziewczyńska" lektura, to podchodzą do niej z entuzjazmem. Czy w ogóle trzeba reklamować tę powieść? Powstała ponad sto lat temu, ale nadal dobrze się ją czyta. Lucy Maud Montgomery, kanadyjska pisarka, szanowała czytelników. Język jej powieści jest metaforyczny i obrazowy. Konstrukcja bohaterów jest przemyślana. Pierwsza część z cyklu o Ani Shirley obejmuje pięć lat z życia Ani: jako 11-latka - w wyniku pomyłki pani Spencer - pojawia się w domu Maryli i Mateusza Cuthbertów, zmieniając ich życie na zawsze. Ania jest pogodna, ambitna, pracowita, bystra, wrażliwa, ale też roztargniona i lekkomyślna. Niechcący upija swoją przyjaciółkę Dianę winem porzeczkowym oraz wskakuje do łóżka nobliwej Józefiny Barry. Ania ma gwałtowne usposobienie, jest też bardzo uparta, co czyni tę osóbkę istotą z krwi i kości.  Ania lubi się uczyć i ściga się w nauce z Gilbertem Blythe. Nie znosi tego chłopca, bo nazwał ją Marchewką. Ania Shirley jest bardzo czuła na punkcie koloru swoich włosów, ale trudno się temu dziwić, ponieważ do czasu przybycia na Zielone Wzgórze nie zaznała ciepła i zrozumienia ze strony innych. Maryla i Mateusz pokochali ją całym sercem. Książka została zainspirowana biografią L.M. Montgomery - pisarkę wychowywali dziadkowie, pierwowzory Cuthbertów. 
Seria o Ani liczy 8 książek, polecam wszystkie. To pozycja obowiązkowa w edukacji czytelniczej każdej/każdego 11-latka. 

2 września 2018

Klątwa dziewiątych urodzin Marcina Szczygielskiego

Klątwę dziewiątych urodzin Marcina Szczygielskiego wzięłam do ręki z obawą, że się rozczaruję. W pamięci mam jeszcze swoje odczucia po Tuczarni motyli. I rzeczywiście się rozczarowałam. Lecz – tu prank! - miło. Klątwa dziewiątych urodzin rozpoczyna się co prawda fantastyczym motywem wichury, która przenosi ludzi i trzeba się przed nią chronić za pomocą blach do pieczenia i rondli na głowie. Zamiłowanie do groteski wydaje się znakiem rozpoznawczym Marcina Szczygielskiego.
Głównymi bohaterkami Klątwy dziewiątych urodzin są: Maja, ciabcia i Monterowa. Okazuje się, że Maja nie stanie się czarownicą, jeśli przed dziewiątymi urodzinami nie rozwiąze zagadki zniknięcia siostry babci – Niny. Droga do jej odnalezienia prowadzi przez warszawskie legendy. Bohaterki odnajdują Syrenkę, Złotą Kaczkę, Sawę i Warsa – a wszystkie te postaci i kontekst, w jakim zostały umieszczone, są odmalowane z ogromnym poczuciem humoru. Marcin Szczygielski bawi się słowem, oto próbka: Takie, niestety, są wodniki. Niestałe. Przeciekają ci przez palce, gdy próbujesz z nich coś wyciągnąć. Spijają ci słowa z ust, lecz same rzadko puszczają parę z gęby i cedzą słowa przez zęby. Mają się za grube ryby, a w rzeczywistości to płotki. Lingwistycznych zabaw jest tutaj na pęczki. Są też obserwacje obyczajowe, np. Monterowa mówi, że jako emerytka przywykła do tego, że jej na nic nie stać. Mowa jest także o słoikach, które Syrena kradnie ,,słoikom". Nie wiem, czy dzieci coś z tego zrozumieją?
Bardzo zabawne i inteligentne są wyjaśnienia dotyczące zjawisk, jakie spotykamy na co dzień. Marcin Szczygielski tłumaczy magią fakt, że mama zawsze wie co dolega jej dziecku albo kłótnie między małżonkami wywoływane są przez fochus nadymus – rodzaj wirusa magicznego. Niektórzy łapią go na chwilę, inni na całe życie :)

Polecam. Książkę, rzecz jasna, a nie fochusa :) 

21 lipca 2018

Rany Julek! O tym, jak Julian Tuwim został poetą

Kiedy przeczytałam, że ta książka jest obowiązkową lekturą dla nauczania wczesnoszkolnego według nowej podstawy programowej - ucieszyłam się i .... pognałam do biblioteki, aby się z tą lekturą zapoznać. Byłam przekonana, że beletryzowana opowieść o życiu Juliana Tuwima, napisana przez bardzo dobrą poetkę - Agnieszkę Frączek - będzie interesująca. I cóż, rzeczywiście jest interesująca. Dla mnie. Natomiast czy dla dzieci w wieku 7-9 lat? Nie wiem. Moim zdaniem język książki jest za trudny dla tego przedziału wiekowego: Kolegom Julek urządzał wyścigi wiejskimi bryczkami. Sam nie brał w nich udziału - bryczki były dla niego zbyt ślamazarne, więc zamiast powozić jedną z nich, wolał dosiadać na oklep tego czy innego konia i galopować na nim jak szalony. Zakładam jednak, że mogę nie mieć racji, dzieci są różne, a zawsze wolę język zbyt literacki niż potoczny. Zaletą bezsprzeczną jest fakt, że dzięki książce pani Frączek dzieci dowiedzą się nieco o życiu Juliana Tuwima, o tym, że lubił przeprowadzać ćwiczenia chemiczno-fizyczne, zbierał gazety i hodował zwierzątka, miał siostrę Irenę (której zawdzięczamy przekład Mary Poppins na język polski - ale o tym ani słowa w Rany Julek!) i znamię na policzku, którego się wstydził. Interesujące są również ilustracje Joanny Rusinek: 

Zastrzeżenia mam do tytułów rozdziałów,  według mnie są za poważne. Najbardziej jednak nie podoba mi się to, że w treść wplecione są wiersze Agnieszki Frączek, stanowiące rodzaj gry słownej z utworami Juliana Tuwima. Do tego na końcu podaje się tytuły wierszy Tuwima, jakie niby znajdują się na określonej stronie, a jest to nieprawda. Na przykład na str. 70 ma widnieć wiersz Okulary, a umieszczono tam parafrazę tego utworu autorstwa Agnieszki Frączek: Szukał w sieni i na schodkach,/ szukał za portretem przodka,/ szukał w bucie i w surducie..., Wszędzie szukał, mówiąc w skrócie. 
Wydaje mi się, że w książce poświęconej poecie powinny znaleźć się tylko jego liryki, tym bardziej, że są znane dzieciom. Dzieci nie lubią przeróbek, przepadają natomiast za tym, co znają. Uważam, że wiele z nich będzie brało utwory Agnieszki Frączek za utwory Tuwima, tym bardziej, że są podobne. Biorę pod uwagę, że jest to zamierzony chwyt, ale nie nadaje się on dla młodszych odbiorców. Najlepiej byłoby, gdyby książka była lekturą w klasie 4 lub nawet 5 SP. Wówczas mogłaby posłużyć jako pretekst do szczegółowej analizy biografii Tuwima i interpretacji jego wierszy. Świetnie, że takie książki powstają, ale odbiorca wydaje mi się nietrafiony. Polecam natomiast dzieciom starszym, 10-11-letnim, z zastrzeżeniem, aby wyjaśnić im kto jest autorem wierszy umieszczonych w książce i czemu taki zabieg służy. Innymi słowy, książka dla ambitnych rodziców :) 

1 lipca 2018

Opowieści z Narnii: Podróż Wędrowca do Świtu

Trzecia część cyklu ,,Opowieści z Narnii" dotyczy przygód dwójki rodzeństwa: Edmunda i Łucji. Spędzają wakacje w domu nielubianego kuzyna – Eustacha Klarencjusza Srubba. Lewis pozwolił sobie tutaj na krytykę tzw. nowoczesnego wychowania (mówimy o latach 50. XX wieku). Eustachy mówił do rodziców po imieniu, dom był umeblowany ascetycznie, wszyscy nosili higieniczną bieliznę, a w razie złego samopoczucia brali pigułki.
Na szczęście już na samym początku pobytu w domu Eustachego rozpoczęła się dla dzieci nowa przygoda. Poprzez obraz wiszący na ścianie, zostali wciągnięci z powrotem do Narnii. Od poprzedniego pobytu minął ,,ludzki" rok, odpowiadało to trzem latom narnijskim.
Dzieci trafiają na statek Kaspiana, który postanowił wyruszyć poza Samotne Wyspy w celu odnalezienia siedmiu przyjaciół ojca księcia. Zostali oni kiedyś wygnani na rozkaz uzurpatora Miraza. Statek nazywa się ,,Wędrowiec do Świtu" i przy okazji opisywania go czytelnicy otrzymują sporą dawkę wiedzy na temat fachowego nazewnictwa wyposażenia i budowy okrętu. W trzeciej części opowieści pojawia się znany z poprzedniej powieści mysz Ryczypisk, jest też Aslan, ale Lewis wprowadził również nowe postaci – kapitana Driniana, Kaspiana, Czarodzieja – Koriakina, mędrca Ramandu i jego córkę. W jednej z krain pojawiają się też Patałachy – brawo dla tłumacza (Andrzej Polkowski) – jest to naród wyjątkowo głupich karzełków.
Dużo tu mitologii chrześcijańskiej: Księga, którą potrafi czytać tylko Łucja (motyw sam w sobie ciekawy) – przywołuje Aslana. W pewnym momencie przekształca się on w jagniątko, a potem, dosłownie, otwiera niebo przed Łucją i Edmundem. Jest też metaforyka związana z chrześcijaństwem: bohaterowie stają przed wyborem czy wpłynąć w Ciemność, a ich ostatnim celem podróży jest żegluga do Końca Świata. Tam zostaje waleczny mysz – Ryczypisk, w ten sposób wypełnia się przepowiednia pozwalająca odczarować trzech baronów poszukiwanych przez Kaspiana.
Kontynuowany jest wątek dojrzewania, w trzeciej części nacisk został położony na Eustachego: zostaje zamieniony w smoka i z tej perspektywy dostrzega swoje słabostki i ograniczenia. Bogactwo różnych nawiązań oszałamia. W omawianej części ,,Opowieści z Narnii" pojawia się wyspa, w której sny stają się rzeczywistością; są też handlarze niewolników, Morscy Ludzie w głębinach, stół z magiczną ucztą, płyny odmładzające i usypiające, cudowne rozpoznania, zaczarowane noże. Niestety, także jak to u Lewisa, pojawiają się sprawy dyskusyjne, np. obraz handlarzy niewolników w powieści: noszą długie, powłóczyste szaty, turbany na głowie i myślą tylko o pieniądzach. Zdanie Lewisa o kobietach też chyba nie było najlepsze. W tej części Narnii dziewczyny stanowią tylko tło, pisarz pozwolił sobie także na uwagę typu: ,,szczury lądowe – a szczególnie kobiety – nie ułatwiają pracy załodze". To są jednak drobiazgi, nieprzesłaniające całości, wartej polecenia.



23 maja 2018

Most do Terabithii

Bardzo ciekawa książka. Powstała już w 1977 roku, szkoda, że jej nie znałam jako nastolatka. Przez fundację Cała Polska czyta dzieciom rekomendowana jest dla dzieci w wieku 10+. Katherine Paterson porusza wiele problemów: poważnych, społecznych, a czyni to poprzez narrację behawioralną, co bardzo ułatwia przyjęcie pewnych prawd życiowych przez młodego czytelnika. Behawioryzm polega bowiem na tym, że autor opisuje same czyny bohaterów, pokazuje ich w działaniu, bez wchodzenia w psychikę. Wydaje mi się to najtrafniejszą techniką pisarską w przypadku powieści dla młodzieży. Dla nich wywody psychologiczne prawie zawsze brzmią fałszywie.
Bohater tej krótkiej powieści – Jess – mieszka w wielodzietnej rodzinie, na farmie. Jest jedynym synem i tata pokłada w nim duże nadzieje. Przede wszystkim chciałby, aby syn był taki jak on, ,,prawdziwy mężczyzna" – aby lubił samochody, piłkę, był twardy. Jess tymczasem pięknie rysuje i chce żyć inaczej. Brakuje mu ciepła i zainteresowania rodziców. W szkole też nie czuje się najlepiej. Lubi tylko lekcje z panią Edmunds, która nosi dżinsy, chwali talent Jessa i jest bardzo miła. Lubią ją wszyscy uczniowie. Pewnego dnia na farmę obok wprowadza się Leslie z rodzicami. To dla Jessa wstrząs: Leslie nie dba o ubiór, myśli samodzielnie, jest bardzo inteligentna. Jej rodzice piszą książki. Dorosły czytelnik dotrzega, że chodzi o dwie różne klasy społeczne, o inną mentalność. Leslie to bohaterka – wzór do naśladowania dla dziewczynek. Nie wchodzi w role społeczne, których nie akceptuje. Między Jessem a Leslie nawiązuje się głęboka przyjaźń. Leslie jest intelektualną przewodniczką przyjaciela – inicjuje zabawę w wymyśloną krainę – Terabithii, która inspirowana jest ,,Narnią" Lewisa. Potem Jess przejmuję tę rolę wobec swojej młodszej siostry – Katherine Paterson pokazała tu pewien model społeczny. Dzięki postawie Jessa, ideały wyznawane przez Leslie nie odchodzą wraz z nią. Katherine Paterson pokazała, że to wartości pozytywne mają siłę przekształcania rzeczywistości, są trwałym spadkiem po tych, którzy je tworzyli i propagowali. Można to nawet przenieść na poziom metaliteracki: powieść Paterson to kontynuacja myśli Lewisa i jego świata - Narnii.

,,Most do Terabithii" jest książką o dojrzewaniu (Jess`a oraz jego ojca), przyjaźni, lojalności i śmierci. Polecam.

18 maja 2018

Matylda Roald Dahl

,,Matylda" Roalda Dahla to jedna z najlepszych książek dla dzieci, jakie czytałam. Tytułowa bohaterka, 5-letnia dziewczynka, musi zmagać się się z brakiem inteligencji, brakiem zainteresowania, brakiem życzliwości i miłości swoich rodziców – państwa Wormwoodów. Roald Dahl zdecydowanie stoi na stanowisku, że nie każdy powinien być rodzicem. Matylda jest genialnym samoukiem i nie może znaleźć zrozumienia w swoim domu. Jej mama spędza życie na graniu w bingo i oglądaniu seriali. Tata handluje używanymi samochodami i jest bardzo dumny ze swoich nieuczciwych metod. Kapitalna jest rozmowa między Matyldą a tatą dotycząca czytania książek:
,,- Tatusiu – zaczęła – mógłbyś kupić mi książkę?
Książkę? - odparł. - A po kiego czorta ci książka?
- Do czytania, tatku.
- A co niby jest nie tak z telewizorem, na miłość boską? Mamy piękny telewizor z dwunastocalowym ekranem, a tobie się zachciewa książek! Robisz się rozpuszczona, moja panno!"
Pewnego dnia Matylda idzie do szkoły. Jej nauczycielka, miła panna Honey, od razu orientuje się jaki skarb trafił do jej klasy. Pragnie przenieść wychowankę do starszej klasy, ale na przeszkodzie stoi gargantuiczna dyrektorka. Cała opowieść kończy się szczęśliwie dla Matyldy.
Dużo tutaj uwag o głupich i okrutnych dorosłych, a fragmenty opisujące zachowanie panny Trunchbull przypominają prozę Dickensa. Jego powieści przeczytała zresztą Matylda i bardzo jej się spodobały. Listę lektur malutkiej Matyldy można potraktować jako Listę Książek Wartych Przeczytania. Znajdują się na niej m.in. ,,Duma i uprzedzenie" Jane Austen, ,,Otchłań ziemi" Mary Webb, ,,Grona gniewu" Johna Steinbecka.

Książka jest zabawna, oparta na dialogach, z wyraźnym przesłaniem: dobro zawsze wygrywa :) 

23 marca 2018

Nazywam się Cukinia

Na podstawie książki powstał film, który w 2017 roku zdobył Cezara za najlepszy film animowany. Zdobył też nagrodę publiczności na Warszawskim Festiwalu Filmowym 2016.
Filmu nie widziałam, przeczytałam książkę. Tytuł Nazwywam się Cukinia to drugie podejście wydawnicze. Po raz pierwszy książkę wydano w Polsce w 2007 roku pod tytułem To ja, Matołek. Nietrafiony tytuł. Sugeruje, że mamy do czynienia z wynurzeniami idioty. A jest wprost odwrotnie.
Książka jest niesamowita. Narracja jest prowadzona z punktu widzenia dziewięcioletniego Ikara, zwanego Cukinią. Wiele osób powtarza, że pierwsze zdanie jest najtrudniejsze. Na pewno jest też znaczące, żeby przywołać np. ,,Litwo, ojczyzno moja!"... :)
Książka Gillesa Parisa rozpoczyna się następująco: Odkąd byłem zupełnie mały, chciałem zabić niebo. Potem jest jeszcze ciekawiej: Jeśli zabiję niebo, mama nie będzie się już tak denerwować i będę mógł spokojnie oglądać telewizję, i nie dostanę takiego lania, że popamiętam na całe życie.
Cukinia niechcący zabija swoją mamę i trafia do domu opiekuńczo-rodzinnego. Narrator, swoim dziecinnym językiem, opowiada nam o przemocy wobec dzieci: biciu, obrażaniu, gwałtach:
Tata robił jej takie łaskotki, które się robi tylko żonie, dlatego mama Beatrice poszła na policję i teraz jej tata siedzi w więzieniu. Porażające jest to, że ani Cukinia, ani inni bohaterowie nie zdają sobie sprawy z tego całego zła. Więcej, kochają swoich oprawców. Jeden z chłopców stwierdza rzecz dla nich oczywistą: Mamy nie są dla nas.
Na drugim biegunie są opiekunowie z ośrodka – mają swoje wady, czasem nie lubią siebie nawzajem, ale służą dzieciom jak najlepiej potrafią.
Cukinia zaprzyjaźnia się z kilkoma pobratymcami w sieroctwie i zakochuje w Camilii. Przeżywa pierwsze pocałunki i emocje z tym związane. Dla niego pobyt w sierocińcu kończy się szczęśliwie, ale samo rozstanie z przyjaciółmi jest bolesne. Na szczęście, dzieci – jak to dzieci – wszystko przyjmują z pokorą.

Bardzo dobra książka.  

11 marca 2018

Serce Edmunda de Amicis

Zapomniana książka, kiedyś - w okresie międzywojennym :) - bardzo popularna. Polecam wydanie z kolekcji Cała Polska czyta dzieciom, ponieważ jest to opracowanie dostosowane do współczesnego czytelnika. Niektóre fragmenty zostały skrócone, niektóre - uproszczone. Całość przełożyła Maria Konopnicka. 
Serce ma formę pamiętnika, prowadzonego przez około 11-letniego Henryka. Opisuje on rok szkolny, pierwszą klasę w nowej szkole. W tok pamiętnika wplecione zostały listy od rodziców oraz tzw. miesięczne opowiadania, które uczniowie mieli za zadanie stworzyć i przepisać dla  kolegów. Kilka z tych opowiadań, np. Pisarczyk z Florencji funkcjonują w literaturze zachodniej jako osobne utwory. 
Serce Edmunda de Amicis przeczytałam po raz pierwszy jako 9-latka. I to wydanie pełne, blisko 500-stronicowe. Płakałam, gdy Garoffi przepraszał za nieszczęśliwy rzut śnieżką. Płakałam, gdy zginął mały Lombardczyk z historii Mała wideta lombardzka. Płakałam, gdy tata Precossiego przestał pić pod wpływem syna. Byłam zachwycona prostotą przekazu. Oczywiście nie umiałam tego tak nazwać. Podobało mi się, że w książce Amicisa świat jest czarno-biały. Wiele dzieci potrzebuje takiego jasnego przesłania. Dobro jest dobrem, a zło złem. Dzieci powinny szanować rodziców i nauczycieli. Ludzie powinni się szanować nawzajem. Należy sobie pomagać. Obywatele powinni kochać  i ginąć za swoją ojczyznę. Wolność, równość, braterstwo! - hasło rewolucji francuskiej pasuje tu jak ulał. 
Powieść została opublikowana w 1886 roku, w czasie, gdy Włochy jednoczyły się pod władzą Królestwa Sardynii. Nie trzeba jednak znać tych faktów, chociaż pojawiają się na kartach książki. Prawdy, jakie przekazuje Amicis, są uniwersalne.

14 stycznia 2018

Oskar i pani Róża

Jak z dzieckiem rozmawiać o śmierci? Ba, z dzieckiem! Z kimkolwiek? Jedyną pewną rzeczą w życiu jest śmierć, a jedyną pewną rzeczą w śmierci jest jej wstrząsająca nieprzewidywalność (Brian Patrick Herbert). 
Po reformie oświaty książka Oskar i pani Róża znalazła się w kanonie lektur obowiązkowych dla klas 8. Uważam to za dobrą decyzję. 
Bohaterem tej powiastki (powiastki epistolarnej?) jest 11-letni Oskar, chory na białaczkę. Wie, że umiera i irytuje go, że rodzice nie chcą się z tym pogodzić, a co za tym idzie - pomóc mu w odejściu. Na szczęście pojawia się pani Róża - pielęgniarka. W sposób niezwykle naturalny, zabawny i spokojny przeprowadza Oskara przez ostatnie dni. Sprawia, że chłopiec godzi się z rodzicami i z... Bogiem. Tak przedstawiony motyw "wadzenia się z Bogiem" jest niemożliwy w naszej literaturze. My tak poważnie podchodzimy do spraw eschatologicznych, nie potrafimy zażartować - ani z siebie, ani ze śmierci. A Eric Emmanuel-Schmitt zrobił to wspaniale. 

8 grudnia 2017

Film Na kółkach (O Wheels/Sobre Rodas)

W Poznaniu odbywa się kolejna edycja Festiwalu Ale kino! 
Miałam okazję obejrzeć brazylijski obraz Na kółkach, w reżyserii Mauro D`Addio. Film jest przeznaczony dla dzieci w wieku 10-13 lat, ale moim zdaniem granica 12 lat jest górna. 
Bohaterami są: 13-letni Lucas i 12-letnia Lais. Poznają się w chwili, gdy Lucas wraca po wypadku do szkoły. Chłopiec musi jeździć na wózku, co oczywiście jest źródłem jego frustracji. Przed wypadkiem marzył, aby zostać piłkarzem... 
Lais z kolei pragnie odnaleźć swojego biologicznego ojca. Wie tylko, że jeździ ciężarówką, ma jego zdjęcie. Dzieci są samotne w swoich problemach, dorośli ich nie rozumieją. Lais i Lucas postanawiają wyruszyć w podróż "na kółkach" - on na wózku, ona na rowerze. Szukają ojca Lais. Typowy motyw drogi został pokazany tutaj bardzo naturalnie. Dzieci spotykają dziwnych ludzi: komiwojażera, przerażającą staruszkę (wyraźna aluzja do Baby Jagi), "Waltera" (tylko o nim słyszą). Spędzają noc poza domem, poznają co to głód, strach i radość. Odkrywają, że ich problemy da się rozwiązać, tylko trzeba na nie spojrzeć z innej strony. Lucas, mimo wózka, okazuje się atrakcyjny dla Lais. Dziewczyna natomiast odkrywa, że ojciec, który nigdy się nią nie zainteresował, nie jest wart jej uwagi. Film zawiera kilka niezwykle malowniczych scen, Brazylia wypada tutaj pięknie, jest nieco podobna do Kanady :) Reżyser przemycił też kilka obyczajowych wątków. Pokazał problem opuszczonych kobiet, samotności dorosłych ludzi, zróżnicowania społecznego współczesnej Brazylii (warunki życia Lucasa a Lais). W filmie "występuje" też Albert Einstein, który dodaje odwagi śniącemu Lucasowi... Pojawia się także motyw Baby Jagi - nie wiadomo czy Lucas rzeczywiście posypuje potrawkę z kurczaka prochami zmarłego męża gościnnej staruszki? Pytań po tym filmie jest dużo - i o to chodzi w dobrym kinie. 
Podaję za stroną Festiwal Ale kino!:

BRAZYLIA 2017
REŻYSERIA
Mauro D’AddioSCENARIUSZ
Mauro D’AddioZDJĘCIA
Otavio PupoMONTAŻ
Silvia HayashiMUZYKA
Lucas Marcier, Fabiano KriegerOBSADA
Cauã Martins, Lara Boldorini
Czas trwania: 72`


1 grudnia 2017

Pajączek na rowerze

Ach, tylko zazdrościć Pani Ewie Nowak talentu. Świetna książka dla młodszych nastolatków dotycząca miłości. Roztrzepana łobuzica, z wyraźną nadruchliwością psychoruchową i spokojny, zorganizowany dobry uczeń. Spotykają się przypadkowo, mają po 11/13 lat? Początkowo się nie znoszą. Ona nienawidzi pająków - owadów, które są jego pasją. On nie umie jeździć na rowerze, co jej w głowie się nie mieści. Lecz serce nie sługa. Ewa Nowak z ogromnym wyczuciem przedstawia narodziny miłości, nie ma tu landrynkowatych scen, jest psychologia postaci - czasem boleśnie prawdziwa. Dlaczego boleśnie? Bohaterowie żyją w rodzinach bez taty, jeden dawno odszedł, drugi - przed chwilą. Dorośli okropnie oszukują własne dzieci, są niesprawiedliwi, niesłowni, nieodpowiedzialni. Mama głównej bohaterki to kobieta niepogodzona z rozwodem, faworyzująca starszą siostrę, infantylizująca własną mamę. Obraz babci próbującej wyzwolić się z dyktatu córki należy do mocnych stron powieści. Lecz są i inne: konflikty z rówieśnikami, próby na jakie jest wystawiona dziewczyńska przyjaźń, pierwsze doświadczenia z przemocą wśród nastolatków. Podoba mi się także koncepcja głównej bohaterki - Oli, dziewczynki z zespołem nadpobudliwości psychoruchowej. Ewa Nowacka lekko, przy okazji, pokazuje jak postrzega świat taka osoba oraz jak ona jest postrzegana, często w kategoriach wykluczenia. Bardzo dobra książka. Narracja płynie wartko, dialogi są zręczne, prawdopodobne psychologicznie. Polecam. 

2 listopada 2017

M jak dżem

Bohaterka ma lat 13, ale mnie się wydaje, że już 11-latka może to czytać.
Powieść Agieszki Tyszki dotyczy problemów z jakim może się stykać współczesna nastolatka. Pierwszy to mobbing w szkole i w klasie. Główna bohaterka – Nela – jest prześladowana przez koleżanki z klasy. Agnieszka Tyszka postanowiła ośmieszyć agresorki i z dużym poczuciem humoru naśladuje idiotyczne odzywki dziewczyn, zafascynowanych tasiemcowymi serialami. Smutne jest to, że pani dyrektor szkoły wcale nie pomaga Neli, wprost przeciwnie – okazuje się głupkowatą i leniwą personą. Książka powstała 10 lat temu. Z walką z mobbingiem jest już na szczęście nieco lepiej – społecznie rozpoznaliśmy to zjawisko i zyskaliśmy narzędzia prawne do walki z nim.
Nela zmaga się nie tylko z koleżankami. Tęskni za swoim tatą, który nie chce utrzymywać z nią kontaktu. Mama Neli po raz drugi wyszła za mąż i jest szczęśliwa w tym związku. Nela również ma doskonałe kontakty z ojczymem.
Pewnego dnia Nela spotyka 80-letnią Panią Lilę, która pasjami przygotowuje domowe przetwory, w tym tytułowy dżem. Pani Lila, podobnie jak Nel, przeżywa rodzinne kłopoty. Jej dorosła córka nie chce utrzymywać kontaktu z mamą, separuje także od babci jej wnczkę. Tzw. światowe życie (symbolizowane przez wyjazd na narty w czasie Bożego Narodzenia) jest dla niej ważniejsze. Oczywiście Agnieszka Tyszka nie pozostawia wątpliwości po czyjej stronie stoi. Nie do końca są to jednak takie klasyczne wartości, bo np. babcia Neli, niechętna wnuczce, została przedstawiona jako skończona dewotka, niepotrafiąca wcielić w życie nauk Chrystusa.

Ostatecznie Nela decyduje się wysłać tacie swój notatnik/pamiętnik. Robi to w odpowiedzi na dosyć oschły mail od ojca. Postanawia jednak wyjść szczęściu naprzeciw. Jest bowiem mądrą, wrażliwą i odpowiedzialną dziewczynką. Polecam.  

28 października 2017

Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy. Anna Dziewit-Meller

Książka ma formę przewodnika-gawędy. O fantastycznych kobietach opowiada nam pierwsza z bohaterek: Henryka Pustowójtówna. Cel publikacji został wyjaśniony na samym początku słowami włożonymi w usta dzielnej powstanki: Ten plan to pokazać ci moje koleżanki. Żebyście się poznali – i może polubili. (...) Nieraz już o tym rozmawiałyśmy w swoim gronie – że ty nic o nas nie wiesz! A przecież my jesteśmy. Siedzimy takie smutne i samotne gdzieś za pożółkłych ze starości kartach książek (...) Wycieczki szkolne jakoś nas omijają, zawsze idą tam gdzie są chłopaki, a na nas opadają kurz i okruszki czipsów.

W książce znajdziemy galerię postaci kobiecych: niektóre są już szerzej znane, niektóre zupełnie nie, jak np. Barbara Hulanicki.
Anna Dziewit-Meller przybliża nam życiorys Henryki Pustowójtówny, Świętosławy, Jadwigi Andegaweńskiej, Elżbiety Drużbackiej, Magdaleny Bendzisławskiej, Narcyzy Żmichowskiej, Simony Kossak i kilku innych.
Książkę czyta się bardzo szybko. Nie ma mowy o suchej dydaktyce, teksty są krótkie, napisane młodzieżowym językiem, może czasem nawet zbyt kolokwialnym :) Autorka prostym językiem wyjaśnia zawiłości polskiej historii: Wyobraź sobie, że to był czas, kiedy Polski nie było na mapie. Inne kraje wzięły sobie po kawałku naszego i nie chciały za nic nam ich oddać. Mówiono o tym rozbiory. Niespecjalnie mi się to podobało. Zresztą nie tylko mnie. Było nas trochę, tych mocno niezadowolonych. O wojnie pisze w sposób inny niż ten, do którego jesteśmy przyzwyczajeni przez dominujący pogląd ukształtowany w kulturze patriarchalnej: Paskudna jest wojna i niech nikt nie myśli inaczej, bo dostanie ode mnie fangę w nos.
Po omówieniu każdej postaci umieszczono słowniczek z pojęciami związanymi z prezentowaną biografią, np. po prezentacji Świętosławy można sobie poczytać co to jest saga albo kim byli wikingowie, a po Narcyzie Żmichowskiej – o feministkach i feministach. Niezwykle przyjemna dla oka jest kreska pani Joanny Rusinek: inteligentne i zabawne obrazki tworzą spójny przekaz.
Nie ma mowy o całościowym ujęciu biografii, Autorka książki wybiera fragment obrazujący dokonania konkretnej kobiety, resztę omawiając skrótowo albo po prostu urywając wątek. Nieustannie także zadaje pytania w stylu: Jakbyś się czuła, gdybyś nie mogła się uczyć, studiować, być np. oceanografką? Podkreśla bezsens nierówności płciowej, zwraca uwagę, że nadal te nierówności istnieją. Zachęca również do samodzielnych poszukiwań informacji o kobietach z książki. Wraz z uwagami o tym, że ludzie stanowią jedność ze zwierzętami oraz że nie wolno nikogo dyskryminować – stworzyła spójny obraz świata zbudowanego na fundamencie sprawiedliwości, wolności, życzliwości, szacunku dla innych, użyteczności społecznej, pracy i pokoju. Gdyby świat był rzeczywiście tak zbudowany, żyłoby nam się lepiej, prawda, dziewczyny? No to do dzieła!


16 września 2017

Atlas smaku

Dzisiaj gotowanie jest niezwykle modne. Dobrze, jeśli idzie za tym wiedza. A to oferuje wydawnictwo Olesiejuk. Grafika przypomina mi tę, jaką wyróżniała się kiedyś oficyna Dwie Siostry. Bardzo dużo drobnych rysunków, prosta kreska, obok podstawowe informacje, tak, aby nie zanudzić.
Atlas smaku, zgodnie ze słowem kluczowym, został podzielony na kontynenty i państwa. Na ogromnych mapach umieszczono potrawy, owoce, różne składniki jedzenia charakterystyczne dla omawianego regionu. Można się w to wczytywać, a nawet "wwąchiwać", ponieważ tak smakowicie wyglądają prezentowane zioła, ciastka, mięsa i zupy oraz wiele innych rzeczy. Przy każdym państwie znajduje się notatka i flaga, a przy niektórych składnikach wyjaśnienie pochodzenia, np. na stronie poświęconej Francji przeczytamy o bagietce i serze reblochon. Mówiąc krótko, edukacja w najlepszym wydaniu. Polecam.

20 maja 2017

Harry Potter i przeklęte dziecko

Czegoś takiego jeszcze w historii literatury dla dzieci i młodzieży nie było. Harry Potter i przeklęte dziecko ma formę dramatu przeznaczonego do wystawienia na scenę. Jest podział na akty i sceny, didaskalia, a na końcu spis obsady przedstawienia oraz pełen spis osób biorących udział w produkcji spektaklu. Jego premiera miała miejsce w Palace Theatre w Londynie 30 lipca 2016 roku. Scenariusz napisał Jack Thorne, przedstawienie wyreżyserował John Tiffany. Obaj panowie oraz J.K. Rowling są podawani jako Autorzy tego scenicznego sequela, którego akcja rozpoczyna się 19 lat po zwycięstwie Harrego Pottera nad Voldemortem. Ta książka świetnie nadaje się do omówienia na lekcji jako przykład dramatu. W szóstej klasie wymaga się od polonisty, aby wytłumaczył dzieciom co to jest epika, liryka i dramat. Ten ostatni rodzaj literacki mamy przedstawić na przykładzie utworów Aleksandra Fredry. Naprawdę świetny pomysł 😉 Natomiast doskonale nadaje się do tego Harry Potter i przeklęte dziecko. Dodam tak na marginesie, że w klasie 4. warto poruszyć temat, korzystając z Malutkiej Czarownicy Otfrieda Preusslera.
Harry Potter i przeklęte dziecko bardzo miło mnie zaskoczył. Po siódmym tomie trochę się zmęczyłam. Tymczasem tutaj są stare wątki, ale pogłębione. Jest motyw przyjaźni, lecz dotyczy przede wszystkim konfliktu na linii ojciec-syn. Jest motyw znikania, przenoszenia się w miejscu i czasie, ale w ogóle nie służy zabawie itd. Utwór jest w gruncie rzeczy poważny, raczej dla czytelnika 12+. 
W  ósmej części cyklu - bo tak prezentuje to Wydawca na okładce książki - Harry Potter zbliża się do 40. Z Ginny Weasley doczekał się trójki dzieci, w tym krnąbrnego Albusa, bardzo podobnego w tym do sławnego taty. Albus Sewerus (po kim imiona? 😀) nie potrafi dogadać się z ojcem, ministrem magii. Ciąży mu sława taty oraz jego niechęć do rodziny Draco Malfoya. Tymczasem Albus zaprzyjaźnia się z synem Draco, Scorpiusem. Tak jak i on, od Tiary Przydziału otrzymuje przydział do domu Slytherin. Dopiero wówczas Harry mu zdradza, że Tiara wahała się kiedyś, czy i on nie powinien tam trafić. To wyznanie jednak nie pomaga wzajemnym relacjom ojca i syna. Zbuntowany Albus uważa, że Harry powinien udostępnić Amosowi Diggory`emu zmieniacz czasu, dzięki któremu będzie można przywrócić życie Cedrikowi. Uważa, że tata popełnił przed laty błąd, który teraz można naprawić. Albus razem ze Scorpiusem i Delphie, bratanicą Amosa, postanawiają zaryzykować.
Szybko okazuje się, że zmieniacz czasu przenosi ich w światy równoległe. Motyw "efektu motyla" znowu świetnie się sprawdził. Ostatecznie świat czarodziejów ponownie staje przed wyborem: pokonać czarne moce czy zginąć. Szokiem dla wszystkich jest fakt, że Voldemort miał dziecko z Bellatriks Lestrange. To tytułowe "przeklęte dziecko", które próbuje przywrócić tatę do życia. W ósmej części dużo jest niezrozumianych i skrzywdzonych dzieci. Autorzy - tak mi się wydaje - próbują przekazać tezę, że nie mamy wpływu na to jacy są nasi rodzice, i że najczęściej krzywdzą własne dzieci, bo nie mieli dobrych wzorców albo są obciążeni własnymi traumami. Harry Potter przeprowadza trudną rozmowę z Dumbledorem, podczas której pada wiele gorzkich słów: "Zawsze, kiedy kochałem, krzywdziłem"; "Okazałem się równie złym ojcem dla niego, jak pan dla mnie"; "Byłem ślepy. Właśnie taka jest miłość". Harry Potter i przeklęte dziecko bardzo mi się podobało, ale wydźwięk całości jest dla mnie bardzo smutny. Mimo pozytywnego zakończenia: znowu wygrywa Dobro, przyjaźń chłopców przechodzi próbę czasu, dawni wrogowie się jednoczą, synowie porozumiewają się z ojcami, a miłość rodzicielska jest w stanie pokonać siły ciemności. Jednak na przykładzie losów Harrego i Cedrika, Malfoya, Nevilla pokazano, że śmierci nie cofnie nawet magia, że prawdziwe, immanentne zło nigdy nie umiera;  że powiedzenie "czas goi rany" nie sprawdza się w przypadku, kiedy tracimy ukochane osoby. W ósmej części życie Harrego zatacza koło, jest on świadkiem śmierci swoich rodziców. Musi to przeżyć, aby pokonać Voldemorta. Na pewno to symboliczna scena, metaforyczne przyjęcie świadomości o nieodwracalnym odejściu, bolesna chwila dojrzewania, konieczna, aby zrozumieć siebie i swoje dzieci. Przez całość przebija przekonanie, że nie zawsze miłość wystarcza, aby być z drugim człowiekiem, zrozumieć go, że miłość czasem - paradoksalnie - uniemożliwia porozumienie. Nie jest sama w sobie wartością. To od ludzi zależy w co ją przekształcą. Po lekturze został we mnie smutek Harrego, Nevilla, Snape`a, Draco Malfoya, Amosa Diggory`ego. Zawsze za mocną stronę cyklu o Harrym Potterze uważałam fakt, że bohaterowie nie są papierowi ani cukierkowaci. Jednak w ósmej części zyskali dopiero taki ostateczny szlif - psychologia postaci została wzbogacona i poszerzona. Naprawdę, jak to robią ci anglosascy pisarze, że ich książki dla dzieci i młodzieży są równocześnie lekkie i poważne, smutne i wesołe, głębokie, ale nie tak, aby utonąć? Na szczęście mamy już swojego Szczygielskiego... 😃
Przeczytałam całość w jeden wieczór. Genialny jest pomysł, aby poprzez formę dramatu scenicznego ominąć opisy i skupić się tylko na akcji. Ciekawe jak wyglądają na scenie pojedynki z fruwaniem w powietrzu?
Autorzy bardzo sprawnie powiązali wątki z poprzednich części, nie umiem jednak ocenić, czy ktoś, kto nie czytał poprzednich tomów, połapie się o co chodzi?
W każdym razie dzieło Johna Tiffany`ego, Jacka Thorne`a oraz J.K. Rowling od lipca 2007 roku zdobyło 22 nagrody teatralne w Wielkiej Brytanii, w tym w Evening Standard Best Play Award. Na 22 kwietnia 2018 roku zapowiedziano jej premierę na Brodwayu w Nowym Jorku. No cóż, gdyby nasza młodzież miała chodzić do teatru na takie sztuki, zamiast na Zemstę Aleksandra Fredry, to w przyszłości nie byłoby tak kiepsko z naszym teatralnym wykształceniem jak jest dzisiaj.





13 maja 2017

Harry Potter i insygnia śmierci

Książkę otwiera tekst: Dedykacja tej książki jest rozszczepiona na siedem cząstek: dla Neila, dla Jessiki, dla Davida, dla Kenzie, dla Di, dla Anne, i dla Ciebie, jeśliś wytrwał z Harrym aż do końca. 
Kolejna strona zawiera motta: z Orestei Ajschylosa i Nowych owoców samotności Wiliama Penna. Ambitnie i ... niepokojąco. Oresteja to przecież tragedia oparta na motywie zabójstwa męża przez żonę, a Arystoteles mocno akcentował w tej sztuce kwestie moralno-religijne. Natomiast Wiliam Penn był jednym z propagatorów wspólnoty religijnej określanej jako "kwakrzy". Ważne były dla nich kwestie objawienia i kontaktu z Bogiem. 
Insygnia śmierci to ostatnia, siódma, część cyklu o Harrym Potterze, napisana przez J.K. Rowling. Wątek główny dotyczy polowania Voldemorta na Harrego, a także na innych członków Zakonu Feniksa. Czarny Pan przystępuje do ostatecznego ataku. Powieść kończy się bitwą całego czarodziejskiego świata z wyznawcami Voldemorta, stoczoną w Hogwarcie. Cykl o Harrym jest przeznaczony dla młodszej młodzieży i kończy się dobrze dla głównych bohaterów, chociaż Autorka przez ponad 700 stron co rusz sugeruje, że Harry nie zdoła pokonać Voldemorta. W trakcie walk giną inne postacie, z którymi Harry się zaprzyjaźnił i którzy de facto poświęcili życie dla niego. Umiera jeden z Weasleyów, a rozpacz pani Weasley chwyta ze serce. Motyw matczynej miłości dotyczy także... pani Malfoy, matki Draco. Zdradzę tutaj, że podczas decydującego starcia, bardzo widowiskowego zresztą, Narcyza Malfoy, aby ocalić swojego syna, pomaga Harremu. Rzec by można, że to ona ratuje świat... Bardzo ciekawy zabieg. 
Wracając do bitwy. Dochodzi do niej wreszcie i opis przypomina bitwy z Narnii, ale to chyba oczywiste, skoro i tu, i tam udział biorą centaury, olbrzymy, skrzaty itd. Uważam, że trochę Autorka przeciągała wszystko, a potem, deux ex machina. Szast, prast i koniec. Przyszło mi do głowy, że jeśli tak łatwo można było pokonać Voldemorta, to po co było aż 6 tomów, aby go wykończyć? Oczywiście, to pytanie retoryczne :) 
Harry Potter, czarodziej wszech czasów, zabił Voldemorta. W trakcie 6 części ostatecznie dojrzał: naznaczony sieroctwem, wychowywany przez okropną rodzinę, miotany wyrzutami sumienia z powodu tych wszystkich, którzy dla niego umarli; niepewny, czy poradzi sobie z odpowiedzialnością Wybawcy, przeżywający rozterki miłosne, doświadczający rozczarowań dotyczących przyjaźni i przyjaciół, wątpiący w autorytety... - portret bogaty, oprawiony w ramki magii i walki Dobra ze Złem. Ciekawi mnie, czy Harry Potter przetrwa próbę czasu, czy za 20 lat też będzie znany? Przypuszczam, że tak, przynajmniej jako hasło, tak jak dzisiaj Winnetou, Tomek Sawyer, Piotruś Pan. Funkcjonują jako pewne symbole - epoki, postaw, charakterów. Harry Potter to chłopiec zwykły-niezwykły: nieśmiały, skromny, raczej leniwy, uczący się o tyle o ile trzeba. Tymczasem przeznaczenie/fatum/los każą mu się zmierzyć z Czarnym Panem. I przepis na współczesnego hero gotowy :) 
Motta zamieszczone w Insygniach śmierci wydają mi się na wyrost. Ponownie - pisałam już o tym przy poprzednich częściach - zakłócają adres czytelniczy. Jest tu co prawda i zemsta, i morderstwa, i objawienia, ale kaliber nie ten, wiekowo, żeby się już nie czepiać. 
Insygnia śmierci trochę męczyłam, te 700 stron z hakiem nie płyną wartko. Za dużo opisów, za dużo rozwlekłych wiwisekcji wnętrza bohaterów. Jak się domyślam, J.K. Rowling zobowiązała się do obszernego dzieła i  z zadania wywiązała się rzetelnie :) 
Wspomnę na koniec, że w cyklu o Harrym Potterze podstawową rolę odgrywa motyw rodziny: mamy tutaj ogromny wybór relacji rodzinnych, nigdy nie są one cukierkowe, często nasuwają smutne refleksje. 
Cieszę się, że przeczytałam wszystkie części autorstwa J.K. Rowling. Podziwiam ją za to, że stworzyła tak ciekawą postać literacką jak Harry Potter. 
Przede mną dzieło Jacka Thorne`a Harry Potter i przeklęte dziecko. 

6 maja 2017

Harry Potter i Książę Półkrwi

Za mną szósta powieść z cyklu. Początek ciekawy i znów nietypowy: w gabinecie mugolskiego premiera Wielkiej Brytanii pojawia się minister magii Knot. Premier jest zdezorientowany i niezadowolony. W kraju nasilają się zjawiska pełne agresji: napady na ludzi, morderstwa, dziwne zjawiska przyrody. Dowiadujemy się, że wszystkiemu jest winien Voldemort. W następnym rozdziale Autorka serwuje kolejne uderzenie: w gabinecie Snape`a Narcyza Malfoy i jej siostra Bella naradzają się co robić po powrocie Voldemorta. Narcyza prosi Snape`a o ochronę syna... Niewątpliwie nadal tkwimy mocno w czarnej magii. 
Harry ma 16 lat i jest nazywany w "Proroku Codziennym" Wybrańcem. Skojarzenia są oczywiste i ten wątek poprowadzony jest konsekwentnie. Harry ma uratować walący się w gruzy świat czarodziejów. Po drodze ma mnóstwo wątpliwości,  ostatecznie jednak podejmuje decyzję, że musi sam stawić czoła Czarnemu Panu.
W szóstej części akcja pędzi szybko. Narasta konflikt między Harrym i Draco Malfoyem, Hermiona i Ron zostają aurorami; znowu dużą rolę odgrywa "księga" - podręcznik do eliksirów, kontynuowany jest też wątek miłosny - Harry dojrzewa i przekonuje się, że to Ginny Weasley jest dla niego odpowiednią dziewczyną . Bill Weasley zaręcza się z piękną Fleur, z czego niezadowolona jest pani Weasley. Akceptuje przyszłą synową dopiero po wypadku Billa. Mimo okropnego pokiereszowania Fleur nie ma zamiaru zostawić narzeczonego. Tym przekonuje przyszłą synową. Natomiast Ron i Hermiona ciągle nie potrafią się porozumieć. Ron przechodzi inicjację miłosną - przez kilka stron ciągle całuje się z Lavender. Wątek miłosny nieco rozbija adres czytelniczy. Z tego co wiem, odbiorcami Harrego są głównie dzieci w wieku około 10 lat, a dla nich zawirowania miłosne bohaterów nie mają znaczenia.
Nadal ważną funkcję fabularną pełnią skrzaty - tym razem skrzatka Bujdka. Autorka stopniowo odsłania przed czytelnikiem życiorys Voldemorta - Toma Riddle`a. Okazuje się, że miał matkę czarownicę, a ojciec był mugolem. Porzucił matkę Voldemorta i nigdy nie zajmował się synem. Po śmierci mamy, mały Tom Riddle junior trafił do sierocińca. Dosyć szybko przekonał się, że dysponuje nietypowymi mocami i chętnie wykorzystywał to do niecnych celów. Od początku profesor Dumbledore próbował panować nad chłopcem, ale ostatecznie Voldemort okazał się odporny na próby nawrócenia go na Jasną Stronę Mocy. 
W części Harry Potter i Książę Półkrwi Voldemort morduje na potęgę, na pewno nie jest złą Babą Jagą, raczej bliżej mu do Vadera. Aby zwiększyć swoją moc, Voldemort podzielił swoją duszę na 7 części i w ten sposób zapewnił sobie nieśmiertelność. J.K. Rowling nazwała przedmioty/istoty z duszą Voldemorta horkruksami - kolejny raz objawiła swój językowy talent. Nie wyjaśniła w słowniczku terminów co to oznacza, ale wydaje się, że najtrafniejsze wytłumaczenie brzmi: w języku staroangielskim hor lub hore znaczy: brudny, zły, nieczysty, natomiast crux oznacza pojemnik, naczynie, dzban (Wikipedia).
Ważne jest to, że jedna cząstka duszy Czarnego Pana znalazła się przypadkowo w Harrym - innymi słowy, Harry zabijając Voldemorta, musi zabić sam siebie... Kwestia ta nie została rozwiązana, ale zawisła nad sympatycznym chłopcem z blizną jak miecz Damoklesa. 
Trudno opisać wszystkie wątki obecne w szóstej części. Do gry wraca Snape, umiera kluczowa postać cyklu. Nadal Harry Potter pozostaje zwykłym chłopcem, ma swoje słabości - zazdrości Ronowi i Hermionie zostania aurorami, bez skrupułów oszukuje na lekcjach z eliksirów, miotają nim wątpliwości dotyczące Dumbledore`a, o którym czarnoksiężnicy opowiadają różne plotki. 
Do najbardziej kontrowersyjnej sceny w książce należy opis wyprawy Harrego Pottera i profesora Dumbledore`a po horkruksa ukrytego na wyspie otoczonej jeziorem pełnym trupów. Dlatego wydaje mi się, że wiek czytelnika powinien oscylować bliżej lat 13 niż 10.
Szkoda, że pozostawiono wątek mugolskiego premiera i ciotki Petunii Dursley, tak ciekawie rozpoczęty w części piątej. 

18 marca 2017

Harry Potter i Zakon Feniksa

"Harry Potter i Zakon Feniksa" – piąta część serii. Zaczyna się ciekawie, co samo w sobie jest godne pochwały, w końcu interesujące rozpoczęcie piątej części to jest coś.
Akcja rozpoczyna się na osiedlu Privet Drive, Harry spędza w domu Dursleyów kolejne wakacje. Znowu nie ma wiadomości od swoich przyjaciół, co wprawia go w paskudny nastrój. Nie pomagają mu wspomnienia śmierci kolegi z Hogwartu ani scena odrodzenia Voldemorta na cmentarzu, opisana w części "Harry Potter i czara ognia".
Jest wieczór, Harry włóczy się po okolicy. Spotyka Dudleya z bandą podobnych mu niegodziwców. Nagle oboje zostają zaatakowani przez dementatorów. Okazuje się, że odnaleźli Harrego w świecie mugoli, co bardzo źle wróży (nomen omen) na przyszłość. Harry zostaje wyrzucony z Hogwartu, ponieważ, aby ratować Dudleya, użył swojej magicznej różdżki. Ale to jeszcze nic. Ciotka Petunia otrzymuje wyjca. Wstrząs jest ogromny – czyżby nie do końca była taką osobą za jaką się podaje? Czy ona jest w ogóle mugolką?
Na pomoc Harremu przybywa całe grono czarodziejów, z profesorem Moody`m na czele. Zabierają go do dziwacznego rodzinnego domu Syriusza, który okazuje się siedzibą Zakonu Feniksa, tajnej organizacji powołanej przez profesora Dumbledora do obrony przed Voldemortem. Członkami Zakonu są ci, którzy walczyli z Czarnym Panem.
Harry staje przed komisją Ministerstwa Magii i zostaje oczyszczony z zarzutów. Wraca do Hogwartu. A tam wiele zmian. Hermiona i Ron zostali prefektami, niestety tę funkcję otrzymał także wróg Harrego – Malfoy. Harry ciężko przeżywa, że nie został wyróżniony. Nie rozumie też oschłości Dumbledora wobec swojej osoby. Do tego nowa nauczycielka, profesor Umbridge, znęca się fizycznie nad Harrym, co moim zdaniem, jest przesadą, zbytnim uproszczeniem w konstruowaniu wątku walki ze złem. Tak jakby J.K. Rowling nie wierzyła, że walka na poziomie symbolicznym nie dotrze do czytelnika. Przez ponad 500 stron najważniejszy wątek dotyczy tego, że nikt nie wierzy Harremu: w to, że Voldemort wrócił i w to, że Harry nie jest jego pomocnikiem.
Kolejna nowość to obecność Luny Lovegood, uczennicy, która jako jedyna obok Harrego widzi smokopodobne stwory ciągnące powozy wiozące młodzież do Hogwartu.
Jest też powrót do wątku czasopisma "Prorok Codzienny", publikującego artykuły szkalujące Harrego i jego przyjaciół, w tym Hagrida, którego tajemnicza nieobecność bardzo martwi Harrego.
J.K. Rowling wyeksponowała wątek dojrzewania bohaterów: rządzą nimi silne emocje, często nie potrafią opanować uczuć, pojawiają się pierwsze zakochane pary. Harry nadal czuje wyjątkową słabość do pięknej Krukonki – Cho Chang.
Harry postanawia sam obronić się przed czarną magią. Przy pomocy przyjaciół zbiera grupę uczniów Hogwartu i w tajemnicy ćwiczą różne zaklęcia. Harry nie może zrozumieć swojego związku z Voldemortem. Podejrzewa, że jest przez niego wykorzystywany. Pewnej nocy Harry śni, że jest wężem, który atakuje pana Wesleya. Zakon Feniksa także podejrzewa, że Voldemort w jakiś sposób korzysta z umysłu Pottera. Nie jest to dla Harrego przyjemne.
Wokół Zakonu Feniksa atmosfera się zagęszcza: zostaje zamordowany jeden z pomocników Dumbledora. Wówczas Dumbledore poleca Snape`owi, aby uczył Harrego oklumencji – czyli obrony przed penetracją umysłu od zewnątrz; termin ten wprowadziła do literatury dla dzieci J.K. Rowling. Dla mnie to jest dyskusyjne, ponieważ jest to pojęcie z dziedziny czarnej magii, pojawia się na forach internetowych, słowniki tego nie notują, wiem tylko, że po łacinie occludere znaczy: zamykać, uwięzić, zawrzeć (Władysław Kopaliński, "Słownik wyrazów obcych").
Wreszcie Hermiona bierze sprawy w swoje ręce: zmusza dziennikarkę Ritę Skeeter, która odegrała ważną rolę w poprzedniej części cyklu, do opublikowania wywiadu z Harrym w czasopiśmie "Żongler", należącym do ojca Luny Lovegood. Harry na łamach gazety opowiada o wydarzeniach z czerwca zeszłego roku szkolnego. Odzew jest gwałtowny: Harry dostaje listy od czytelników, a wściekła Umbridge zakazuje posiadania "Żonglera". Cel zostaje osiagnięty: uczniowie i nauczyciele wierzą Harremu, a wydawca czasopisma musi robić dodruk.
W tej części J.K. Rowling sięgnęła, oprócz baśni, mitologii celtyckiej i greckiej oraz okultyzmu, do historii średniowiecza: okropna profesor Umbridge mianuje sama siebie Wielkim Inkwizytorem.
Akcja jednak nieco kuleje, tak od 200. strony, i wówczas pojawia się nowy nauczyciel magii – centaur Firenzo, znany z pierwszej części cyklu. Przez chwilę jest ciekawie – przypominamy sobie, że centaury w "Harrym Potterze" uważają się za lepszych od czarodziejów i że są bardzo agresywne. Akcja jednak nadal kuleje – pojawia się wobec tego przyrodni brat Hagrida – olbrzym Graupek, a Ron wreszcie broni gole i Gryffindor zdobywa Puchar Quidditcha. Mimo tej "akcji ratunkowej" nudziłam się już do końca. Kartkowałam nawet szaleńczy i okrutny pojedynek młodych czarodziejów z śmierciożercami i Voldemortem. Przerzuciłam też nudny, kilkustronnicowy wykład Dumbledora, tłumaczącego się przed Harrym ze swoich wyborów. Chciałam się dowiedzieć, dlaczego ciotka Petunia musi opiekować się Harrym, ale rozwiązanie zagadki nie jest interesujące. No cóż, J.K. Rowling przeciągnęła do bólu piąty tom przygód Harrego. Nadal jest to wariant bildungsroman (powieści o dojrzewaniu), ponieważ pojawia się pierwsze zauroczenie i rozczarowanie, śmierć bliskiej osoby, zawiłe kwestie przyjaźni i lojalności w sytuacji, gdy bohater musi się poświęcić, świadomość śmierci i chorób, utraty rodziców czy niepokój dotyczący kwestionowania dotychczasowego autorytetu. Jednak ta infantylna otoczka, podbarwiona okultyzmem – nie, to nie dla mnie. Nie przekonało mnie.

4 marca 2017

Czarny młyn Marcin Szczygielski

REWELACJA. I na tym powinnam skończyć. Kto jest ciekawy, niech sam przeczyta. :)




No dobra, nie będę taka.
Czarny młyn to thiller dla starszych dzieci/młodszej młodzieży, tak 9+. Akcja toczy się w małej, zapyziałej wsi gdzieś w Polsce ("między Poznaniem a Warszawą"). Kiedyś był tam czynny kombinat rolniczy, ale po upadku systemu i wybudowaniu drogi szybkiego ruchu, z której nie ma zjazdu do Młynów - wieś opustoszała. Do tego nic tam nie chce rosnąć, a z powodu dużej ilości słupów wysokiego napięcia - nie działają telefony komórkowe, kłopot jest też z odbiorem telewizji. 
W Młynach mieszka tylko 6 dzieci, w tym narrator opowieści: 11-letni Iwo. Ma on 8-letnią siostrę Melę, dziewczynkę z Zespołem Downa (tak przynajmniej można się domyślić po opisie Iwo). Dzieci łączy ogromna miłość i szacunek dla siebie. Sposób, w jaki Iwo opowiada nam o swoim  życiu, jest wzruszający. Marcinowi Szczygielskiemu znowu udało się przekazać dziecięcy odbiór świata. Z Iwo i Melą mieszka pół głucha ciotka, bardzo nieprzyjemna dla dzieci. Na nie oraz na ich mamę przelewa cały swój żal za to, że jej pupilek - tata Iwo i Meli porzucił rodzinę. Wyjechał za chlebem do Norwegii, a potem napisał list, po którym mama Iwo przepłakała noc. Ta dzielna kobieta haruje jak wół, aby zapewnić dzieciom byt. 
Pewnego dnia mama Iwo znika. A za nią wszyscy dorośli. Tylko ciotka nie. Wkrótce Iwo odkrywa, że ma to coś wspólnego z potężnym młynem stojącym pośrodku kombinatu. Pozostałe we wsi dzieci postanawiają ratować swoich bliskich. Szybko się okazuje, że chodzi o cały świat. Ostatecznie ratuje go Mela - dziewczynka czuje rzeczy, o których inni nie mają pojęcia. Całość kończy się trochę smutno.
Czarny młyn to powieść z wątkami społecznymi i psychologicznymi: wyjazd ojca Iwo za pracą, opustoszałe miejscowości na polskiej prowincji, problem kalectwa dziecka. Bardzo dobry utwór, napisany prostym językiem, z dużą dozą humoru (opis ciotki szarżującej na młyn... kapitalny). Narracja opiera się przede wszystkim na dialogach, dlatego Czarny młyn czyta się szybko i łatwo. Lecz, moim zdaniem, to książka, która zostaje w pamięci. Marcin Szczygielski otrzymał za nią I Nagrodę w II Konkursie Literackim im. Astrid Lindgren w kategorii powieści dla dzieci w wieku od dziesięciu do czternastu lat (2010) oraz Grand Prix II Konkursu Literackiego im. Astrid Lindgren na książkę dla dzieci i młodzieży (2010). 
Na stronie Internetowego Uniwersytetu Mądrego Wychowania znaleźć można też ciekawe porównanie Czarnego młyna z Dziećmi z Bullerbyn Astrid Lindgren:  http://www.iumw.pl/czarny-mlyn-w-interpretacji-roksany-jedrzejewskiej-wrobel.html

26 lutego 2017

Która to Malala?

Która to Malala? Renaty Piątkowskiej to fabularyzowana historia Malali Yousafzai, obecnie 20-latki, nagrodzonej w 2014 roku Pokojową Nagrodą Nobla. 
9 października 2012 roku na terenie Pakistanu do autobusu wiozącego dziewczynki ze szkoły do domu, weszli terroryści. Oddali w stronę Malali kilka strzałów. Dziewczyna z trudem przeżyła. Atak talibów był wywołany działalnością Malali. Na swoim blogu walczyła o prawo do nauki, ze szczególnym uwzględnieniem praw dziewcząt. W Polsce wstydzimy się przyznać do popierania feminizmu, skutecznie wyśmiewanego przez polską opinię publiczną, ale trzeba wyraźnie tu powiedzieć, że Malala to pakistańska feministka. 
Książka pani Renaty Piątkowskiej narracyjnie ma kształt sprawozdania, przeplatanego cytowanymi wątkami z forów internetowych, na których młodzież komentowała wydarzenia z 2012 roku. Nie wiem czy są to autentyczne wypowiedzi w zakresie merytorycznym, bo językowo na pewno zostały wygładzone. Brzmią przez to bardzo nienaturalnie, ale rozumiem, że taka forma szybciej trafi do nastoletniego czytelnika. Opis napadu, a potem leczenia, dzięki konwencji sprawozdania, jest beznamiętny i dlatego może być czytany nawet przez młodsze dzieci. W utworze Która to Malala? zawarto także tradycyjne azjatyckie opowieści (dziewczynka wspomina historie opowiadane przez babcię), można też się zapoznać z współczesnymi realiami życia w Pakistanie, niestety ogarniętego wojną. Uważam, że takie książki są dzisiaj niezwykle potrzebne naszym dzieciom. Powinny one orientować się w dzisiejszym świecie, mieć świadomość zagrożeń, właśnie tak przefiltrowanych. Nawet wzmianka o tym, że mama Malali modli się z Koranem w ręku - jest ważna. Uczy tolerancji. Renata Piątkowska nie zapomina jednak o tym w jakim świecie żyjemy i podaje, że Malala zainspirowała swoją postawą m.in. Madonnę, Beyonce czy Angelinę Joli. Celebryci mają swoje znaczenie :) 
Całość dopełniają poetyckie ilustracje pana Macieja Szymanowicza. Na samym końcu umieszczono zdjęcie Malali.
Wolność wyboru, możliwość nauki, szacunek bez względu na płeć i wiek - to tematy do przedyskutowania z dziećmi, warto je podjąć.