Na podstawie książki
powstał film, który w 2017 roku zdobył Cezara za najlepszy film
animowany. Zdobył też nagrodę publiczności na Warszawskim
Festiwalu Filmowym 2016.
Filmu nie widziałam,
przeczytałam książkę. Tytuł Nazwywam się Cukinia to
drugie podejście wydawnicze. Po raz pierwszy książkę wydano w
Polsce w 2007 roku pod tytułem To ja, Matołek.
Nietrafiony tytuł. Sugeruje, że mamy do czynienia z wynurzeniami
idioty. A jest wprost odwrotnie.
Książka jest
niesamowita. Narracja jest prowadzona z punktu widzenia
dziewięcioletniego Ikara, zwanego Cukinią. Wiele osób powtarza, że
pierwsze zdanie jest najtrudniejsze. Na pewno jest też znaczące,
żeby przywołać np. ,,Litwo, ojczyzno moja!"... :)
Książka Gillesa Parisa
rozpoczyna się następująco: Odkąd byłem zupełnie mały,
chciałem zabić niebo. Potem
jest jeszcze ciekawiej: Jeśli zabiję niebo, mama nie
będzie się już tak denerwować i będę mógł spokojnie oglądać
telewizję, i nie dostanę takiego lania, że popamiętam na całe
życie.
Cukinia
niechcący zabija swoją mamę i trafia do domu
opiekuńczo-rodzinnego. Narrator, swoim dziecinnym językiem,
opowiada nam o przemocy wobec dzieci: biciu, obrażaniu, gwałtach:
Tata
robił jej takie łaskotki, które się robi tylko żonie, dlatego
mama Beatrice poszła na policję i teraz jej tata siedzi w
więzieniu. Porażające jest to, że ani Cukinia, ani inni
bohaterowie nie zdają sobie sprawy z tego całego zła. Więcej,
kochają swoich oprawców. Jeden z chłopców stwierdza rzecz dla
nich oczywistą: Mamy nie są dla nas.
Na
drugim biegunie są opiekunowie z ośrodka – mają swoje wady,
czasem nie lubią siebie nawzajem, ale służą dzieciom jak
najlepiej potrafią.
Cukinia
zaprzyjaźnia się z kilkoma pobratymcami w sieroctwie i zakochuje w
Camilii. Przeżywa pierwsze pocałunki i emocje z tym związane. Dla
niego pobyt w sierocińcu kończy się szczęśliwie, ale samo
rozstanie z przyjaciółmi jest bolesne. Na szczęście, dzieci –
jak to dzieci – wszystko przyjmują z pokorą.
Bardzo
dobra książka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz