29 maja 2016

Jak czytają Polacy?

W "Gazecie Prawnej" z 3 maja ukazał się ciekawy wywiad z panem Tomaszem Makowskim, dyrektorem Biblioteki Narodowej. Najnowsze badania wskazują, że tylko 37% Polaków w zeszłym roku przeczytało przynajmniej 1 książkę. Dla porównania w Czechach - 84%.
Ja zawsze czytałam dużo i od zawsze słyszałam, że Polacy czytają mało. Faktycznie jednak, jak mówi pan Makowski: "Przestaliśmy się wstydzić, że nie czytamy". Stykam się z tym na co dzień. Pracuję w szkole społecznej i po raz pierwszy w tym roku zdarzyły mi się dzieci, którym imponuje brak obycia z książką. A wywodzą się z tzw. inteligenckich rodzin. Mam nadzieję zmienić takie podejście przez podsuwanie ciekawych lektur. O tym też mówi pan Makowski. Diagnozując przyczyny polskiej czytelnictwofobii, podaje m.in. przykład braku kontaktu z książką dziecka czy nastolatka. Proponuje w tym kontekście, aby szkoła wyrabiała nawyk czytania poprzez poświęcenie codziennie 20 minut na czytanie książki, wybranej przez nauczyciela lub ucznia. Na pewno to wprowadzę w następnym roku szkolnym. Zawsze powtarzam, że ktoś kto nie czyta, po prostu nie trafił na swoją lekturę. Pan Makowski mówi również, że w bibliotekach powinny znajdować się najnowsze pozycje. To prawda. Męczy mnie, że w bibliotece są same starocie. Z tego powodu nie mogę omawiać nowych książek, bo żaden rodzic nie będzie kupował każdej nowej lektury. A jest przecież lista książek IBBY albo konkursu im. Astrid Lindgren - powinny one znajdować się w kilkunastu egzemplarzach w każdej bibliotece.
W wywiadzie jest także mowa o tym, że książka nie jest w Polsce atrybutem sukcesu, serialowi bohaterowie nie czytają, ba, w ich pokojach nie ma książek, a polscy politycy na wszelki wypadek nie pokazują się z książką, aby nie uchodzić za wywyższających się.

15 maja 2016

Syberyjskie przygody Chmurki Dorota Combrzyńska-Nogala

Syberyjskie przygody Chmurki to książka absolutnie wyjątkowa. Bohaterką jest tytułowa Chmurka, kilkuletnia dziewczynka, wywieziona wraz z mamą i babcią na Syberię, po wkroczeniu Armii Czerwonej do Polski 17 września 1939 roku. Chmurka opowiada nam, bezpretensjonalnie, w sposób typowy dla dziecka, o aresztowaniu rodziców, przeraźliwym zimnie, ciężkiej pracy przy wyrębie lasu. Chmurka tego nie rozumie, ale wcale się tym nie martwi: na Syberii poznaje Kolę i Krzywą Natkę, ma też kota Katafieja. Czytamy również o zjazdach na saneczkach i zabawie w "śmierć babuszki".
Syberyjskie przygody Chmurki zdobyły wyróżnienie w konkursach na Nagrodę Literacką im. Kornela Makuszyńskiego oraz na Książkę Przyjazną Dziecku. Zostały wydane przez Wydawnictwo Literatura w serii Wojny dorosłych - historie dzieci. Polecam każdemu Rodzicowi, który chciałby, aby jego dziecko poznało ten trudny fragment naszej historii. 
Ilustracje wykonał Maciej Szymanowicz. Są one pięknym dopełnieniem treści. Syberyjskie przygody Chmurki to książka dobrze zaprojektowana.

8 maja 2016

Hugo i jego wynalazek

Film Hugo i jego wynalazek miał swoją premierę w 2001 roku. Reżyserem jest Martin Scorsese, znany raczej z filmów akcji, przebojów kinowych. Hugo i jego wynalazek to jednak obraz płynący leniwie, może nieco za wolno dla współczesnych nastolatków. W ogóle mam kłopot z ustaleniem adresata tego filmu. Chyba jednak dla dorosłych, może dla młodszych nastolatków zainteresowanych historią filmu? Bo w dziele Martina Scorsese jest potężna dawka wiedzy - fabuła oscyluje wokół tytułowego Hugo i reżysera Georgesa Meliesa, granego przez Bena Kingsleya. Hugo poznaje reżysera w chwili, gdy ten uważa się za przegranego, wypalonego twórcę. Na ekranie widzimy fragmenty filmów braci Lumiere, na przykładzie kariery Georgesa Meliesa mamy okazję poznać metody ustawiania scenografii, sposoby gry aktorskiej, rodzaj charakteryzacji używanej na przełomie XIX i XX wieku. Georges Melies to postać prawdziwa, zmarł w 1938 roku, reżyser ponad 500 filmów, jeśli wierzyć Wikipedii, nazywany magiem kina, czarodziejem ekranu. Martin Scorsese zapewnił mu nieśmiertelność, opowiedział smutną historię Meliesa, który w rzeczywistości umarł w nędzy, bo nie potrafił nadążyć za rozwojem kinematografii. Scorsese dopisał jednak do tego optymistyczne zakończenie, zmieniając filmowe losy Meliesa. W kinie bowiem wszystko jest możliwe, prawda?
Akcja filmu rozpoczyna się na dworcu w Paryżu, Montparnasse. Mały Hugo mieszka w mechanizmie zegara, codziennie go nakręcając. Jak się dowiadujemy, w miarę rozwoju fabuły, Hugo miał tatę zegarmistrza, który przekazał mu pasję do mechanizmów i zainteresowanie automatyczną lalką, zwaną automatonem, znalezionym na strychu muzeum. Automaton jest zepsuty i Hugo próbuje go naprawić. Potrzebuje do tego kluczyka w kształcie serca. Ów kluczyk prowadzi go do rodziny Meliesa...
Na dworcu rządzi niepodzielnie Nadzorca, który tropi samotne dzieci i oddaje je do sierocińca. To zaledwie wątek poboczny, ale ja od razu pomyślałam sobie jak bardzo w naszej kulturze zmienił się stosunek do dziecka. Na początku XX wieku to dziecko było winne swojej sytuacji, dzisiaj wiemy, że dziecko opuszczone jest zawsze tylko ofiarą dorosłych. W filmie widać także wyraźne podziały ekonomiczne między bogatymi i biednymi, ujęte w symboliczną scenę - głodny Hugo poluje na rogalika, w tle widać roześmiane, rozbawione dziewczynki z zamożnych domów. Hugo nawiązuje przyjaźń właśnie z wnuczką Meliesa, razem trafiają do ogromnej księgarni, chłopiec ma też notes z szyfrem, w którym ostatecznie okazuje się informacją/przesłaniem od nieżyjącego taty.
Całemu obrazowi towarzyszy muzyka, taka jaką można usłyszeć na paryskim bruku: akordeon, altówka i charakterystyczny, liryczny rytm. Muzyka oraz konwencja baśniowa nasuwają mi skojarzenia z filmem Amelia, według mnie to ten sam klimat.
Film Hugo i jego wynalazek zdobył 5 Oscarów, 1 Złotego Globa, 2 Bafty, w sumie na różnych festiwalach otrzymał 16 nagród. Warto go obejrzeć z 13-14 latkiem, na pewno jest to interesująca pozycja, całkiem odmienna od disnejowskich konwencji.

6 maja 2016

Bracia Lwie Serce Astrid Lindgren

Astrid Lindgren nie trzeba przedstawiać. Autorka wielu powieści dla dzieci, a wszystkie warte są polecenia. Dzisiaj napiszę kilka słów o Braciach Lwie Serce.  Książka została po raz pierwszy opublikowana w 1974 roku; w 1979 otrzymała międzynarodową Nagrodę im. Janusza Korczaka (przyznawano ją do 2000 roku).
Jest to utwór poruszający niezwykle ważne problemy: miłości braterskiej, przyjaźni, lojalności, zdrady, a przede wszystkim - śmierci. Akcja powieści dzieje się na dwóch planach: w Szwecji i w Nangijali, czas także upływa w tempie realnym i baśniowym. Dwóch braci: Jonatan i Karol Lew mieszkają razem z mamą w skromnym domku. Mama jest krawcową, tata - marynarzem, który przepadł gdzieś na morzu. Dziesięcioletni Karolek opowiada nam historię ich wspólnego życia. Karolek, zwany Sucharkiem, choruje, ciągle leży w łóżku. Ma o sobie niskie mniemanie: uważa się za głupka z krzywymi nogami. Najsmutniejsze jest to, że wie o zbliżającej się śmierci. Boi się jej. Na pomoc przychodzi mu kochający brat Jonatan: (...) wyglądał jak królewicz z bajki. Jego włosy błyszczały zupełnie jak złoto, miał ciemnoniebieskie, cudne oczy, bardzo świecące, śliczne, białe zęby i całkiem proste nogi (Nasza Księgarnia Warszawa 1988, s. 10). Jonatan opowiada Karolowi o Nangijali: I zaczął opowiadać o Nangijali w taki sposób, że miało się prawie ochotę natychmiast tam pofrunąć. - Tam są jeszcze czasy ognisk i bajek - dodał. - To ci się spodoba. Z Nangijali pochodzą wszystkie bajki, bo właśnie tam takie rzeczy się dzieją i ten, kto się tam znajdzie, ma przygody od rana do wieczora, a nawet w nocy (ibidem, s. 7).
Życie jednak pisze własne scenariusze. Pierwszy odchodzi Jonatan, a dwa miesiące później do Nangijali trafia Karol. Astrid Lindgren wzruszająco opisała moment śmierci Karolka, jego przechodzenie do innej przestrzeni. Tak trudny temat jak śmierć pokazała w baśniowej, magicznej otoczce, łagodząc okrutny wymiar tego doświadczenia. W Nangijali chłopcy spotykają przyjaciół, ale podejmują także walkę z despotą Tengilem, który napadł na Dolinę Wiśni. Doprowadzają do jego zguby, ginie także potwór Katla, będący na usługach Tengila. Karol i Jonatan przechodzą do kolejnej krainy - Nangilimy.
Z moich doświadczeń wynika, że ta książka bardzo podoba się dzieciom. Rozpoznają typowe baśniowe motywy takie jak: potwory, magiczny róg, zły władca. To daje im poczucie bezpieczeństwa i pozwala na łagodne przyswojenie tematu śmierci oraz rozpoczęcie rozważań co następuje po życiu, czym jest Nangijala, czy "tam" spotykamy bliskich? Dzieciaki też w lot chwytają, że utworze Astrid Lindgren chodzi o walkę Dobra ze Złem, a Zło uosabia Tengil, jego żołnierze, Karma i Katla oraz zdrajca Jossi.
Powieść stanowi także dobry punkt wyjścia do rozmowy o braciach, ich charakterze i usposobieniu.  Jonatan i Karolek kochają się bardzo, są uczciwi, honorowi i odważni. Jednak nie kryształowi. Jonatan to ryzykant, a Karol trochę za bardzo powierza decyzje starszemu bratu, broni się przed odpowiedzialnością. Oczywiście jest to zamierzone. Astrid Lindgren mówi: każdy może pokonać zło, a jeśli nie pokonać - to mu się przeciwstawić. Powiedzieć NIE przemocy.
Bardzo ważna książka.

10 kwietnia 2016

O wesołej Ludwiczce

Książeczka opublikowana w 1967 roku przez  poetkę Annę Świrszczyńską. Mam w domu to pierwsze wydanie (skan obok), z ilustracjami Janiny Krzemińskiej. Zdaje się, że dawno nie była wznawiana, a szkoda. To historia o wesołej Ludwiczce, która postanowiła poszukać przyjaciela: Chcę mieć kolegę tak wesołego jak ja. Żeby miał zawsze słodki humor, żeby się nigdy nie złościł i żeby mnie słuchał. Chcę mieć za przyjaciela króla z piernika. 
W trakcie swojej wędrówki Ludwiczka spotkała zajączka z kapuścianego domku, stracha na wróble, ślimaczka, świnkę łaciatą i króla z piernika. Król też chce się zaprzyjaźnić z Ludwiczką, lecz ona postawiła warunek: A czy będziesz także kolegą stracha na wróble, świnki, ślimaka i zająca? To są moi przyjaciele. A król, który miał serce z miodu odrzekł: Przyjaciele naszych przyjaciół są także naszymi przyjaciółmi. 
Świat przedstawiony odpowiada wyobraźni dziecka, Ludwiczka i jej przyjaciele należą do bajkowego świata, narracja płynie leniwie, ale nie nudno. Mały czytelnik ma okazję poznać odwieczne motywy literatury: wędrówka w poszukiwaniu prawdy o sobie i o świecie oraz motyw przyjaźni, wspólnego podróżowania.

Litery Urszula Kozłowska

Książka jest słusznie reklamowana jako alfabet obrazkowy. Każda literka jest pokazana w wersji drukowanej i pisanej, ozdobiona rysunkiem. "A" jak "aligator", "B" jak "borsuk" itd. Pani Urszuli Kozłowskiej nie trzeba specjalnie przedstawiać, to uznana, bardzo dobra poetka dziecięca. Wierszyki są napisane piękną polszczyzną, sylabiczne, sensowne. Bardzo ładne ilustracje pani Karoliny Dziewy. Całośc rozplanowana w sposób elegancki, literaki są duże, kolory przyjazne (opr. graficzne Grzegorz Lachowski).
Grupa Wydawnicza Foksal.  Polecam.

26 marca 2016

Złote koniki Dorota Gellner

Złote koniki to książeczka mądra i wzruszająca. Autorka - Dorota Gellner - poetycką prozą opowiedziała maluchom kim są złote koniki, kto mieszka w piaskownicy, jaki smok przynosi noc, dlaczego pada deszcz i kto mieszka "w ciemnym świecie". Historyjki są krótkie i śliczne: nasycone epitetami i wyrazami dźwiękonaśladowczymi:  (...) spadają z chmury dzwoneczki szklane, rozkołysane i rozśpiewane. A w każdym siedzi maleńki duszek - z deszczu ma głowę i z deszczu brzuszek. Dorota Gellner stworzyła świat interesujący dla dzieci: pełen wróżek, koników, skrzatów, smoków i krecików. Każda miniopowiastka oparta jest na konkretnej emocji takiej jak: radość, zaduma, ciekawość, smutek. I każda mówi o czymś bardzo ważnym, ale przefiltrowanym przez dziecięcą percepcję. Tytułowe złote koniki wiatr zdmuchnie jak świeczki, bajkowa królewna wymknęła się z bajki, kotek żyje tylko w naszych snach, MROK to smok, który omroczył świat. Dorota Gellner oswaja trudne tematy: przemijanie, wyalienowanie, ciemność, której się boimy - tak, to wszystko jest - zdaje się mówić, wyjaśnia też dlaczego pada deszcz i skąd się bierze ciemność. Wszystko to podaje bez grama dydaktyzmu, tak lekko jak na wirtuoza słowa przystało. Są też historyjki mające na celu jedynie zadumać czytelnika, zaskoczyć i rozbawić. Taka jest ujmująca czarem Pisankowa Wróżka: Rozrzuciła wkoło szafir, fiolet, róż, tu tęczowy wzorek, tam tęczowy kurz. Moją prawie sześcioletnią córkę zafascynowało, że po Pisankowej Wróżce został tylko ślad jej kolorowej pisankowej nóżki. Z zapartym tchem śledziła ten trop na przepięknej ilustracji.
Autorką obrazków, które w mojej opinii współtworzą efekt całości, jest pani Ewa Podleś. Chylę czoła przed Jej talentem malarskim. Wydaje mi się, że wbrew pozorom nadal większość wydawnictw nie docenia roli ilustracji. Proponują koszmarki, wydumane kreski, disnejowską konwencję albo zbyt poważne, groteskowe w wymowie obrazki, celują w tym oficyny publikujące baśnie braci Grimm lub Andersena. Nie ma też nic gorszego niż źle umieszczona ilustracja, za daleko od tekstu.
Jednak Złote koniki wydawnictwa Muza SA to publikacja doskonała. Utwory Doroty Gellner w pełni harmonizują z dziełami Ewy Podleś. Są urocze: kolorowe, pełne szczegółów, o wyraźnych konturach, możliwe do bezproblemowego odczytania przez 4-6 latka.
Jako dziecko lubiłam bardzo serię bajek o Reksiu i książeczki o wróbelku Ćwirku, ponieważ tam często, w porównaniu w innymi bajkami, pokazywano domki bohaterów, małe mebelki, lampki. Inspirowało mnie to do tworzenia domków i mebelków z pudełek od zapałek. Kiedy zobaczyłam podziemny świat krecików Ewy Podleś - oniemiałam z zachwytu. Ta ilustracja pokazuje kilka pięter krecikowego podziemia, w tym pokój z łóżeczkiem i pomieszczenie z telewizorem: Czarne lustra, czarne bramy, czarny świat zaczarowany.

13 marca 2016

Godzina pąsowej róży Maria Kruger

Ta nieco dzisiaj zapomniana książka Marii Kruger powinna doczekać się reaktywacji, ponieważ na to zasługuje. Kiedyś takie pozycje określano mianem "powieść dla dziewcząt" - słusznie, chociaż wiem, że współcześnie brzmi to w sposób niepoprawny politycznie. Jednak nie znam żadnego chłopca, któremu ten utwór by się podobał, a zmusiłam do przeczytania jej - w ramach lektury - około 100 nastolatków w wieku 13-15 lat. Ciekawe, tu dygresja, że tzw. książki dla chłopców, np. Przygody Tomka Sawyera, Chłopcy z Placu Broni (Chłopcy z ulicy Pawła), Niewiarygodne przygody Marka Piegusa, cieszą się uznaniem wśród dziewczyn. Może one są bardziej otwarte na doświadczenie innego punktu widzenia?
Godzina pąsowej róży została wydana po raz pierwszy w 1960 roku, czyli ponad 50 lat temu! Z tego względu dzisiaj można ją czytać aż na 3, a nie na 2 - jak zakładała Autorka - poziomach czasowych. Akcja właściwa bowiem rozpoczyna się w 1960 roku. Główna bohaterka - Andzia - przenosi się w czasie do roku 1880, na chwilę także do 1900. Tymczasem my możemy też porównać obyczaje z połowy wieku XX z naszymi, z pierwszej połowy XXI wieku. A różnice są ogromne, porównywalne z tym, które obserwowała Andzia, nie mogąc się nadziwić odrębnościom między 1880 a 1960 rokiem. To niezwykle pouczająca, z socjologicznego punktu widzenia, lektura. Warto, aby dzisiejsze nastolatki uświadomiły sobie pewną ciągłość kulturową, zauważyły konsekwencje konwencji obyczajowych z minionych lat.
Maria Kruger, rzecz jasna, skupiła się szczegółowo na roku 1880. I tak - nie wolno było wówczas używać słów wskazujących na intymność takich jak: majtki, halka; aktorki miały okropną opinię; kobiety z tzw. towarzystwa nie malowała się ani nie farbowała włosów; panienki nie powinny kłaniać się służącemu; córki całowały rodziców i starszych gości w rękę; kobiety rozwiedzione musiały same sobie radzić, co oznaczało finansową katastrofę. Niektóre poruszane przez Marię Kruger wątki obyczajowe przywodzą mi na myśl powieści Jane Austin, chociaż angielska pisarka roztrząsała obyczajowość swojej epoki w sposób nieporównywalnie ciekawszy narracyjnie i fabularnie.
Andzię fascynowało dlaczego kobiety nosiły niewygodne gorsety, halki i tiurniury. Bohaterka była przyzwyczajona do dżinsów i swobodnego poruszania się. Nie podobało jej się, że w 1880 roku dziewczyna mogła wychodzić tylko w towarzystwie przyzwoitki, że w klasie na pensji, gdy lekcję prowadził mężczyzna, w pomieszczeniu siedziała pilnująca kobieta; dziewczęta nie mogły patrzeć swobodnie na mężczyzn, baletnice i szansonety (dzisiaj: aktorki kabaretowe, śpiewające na scenie); 35-latki wyglądały już bardzo staro, i w ogóle moda: wąsiki, brody, ciężkie fryzury, przytłaczające ubrania sprawiały, że ludzie wyglądali i zachowywali się o wiele poważniej niż ich równolatkowie z połowy XX wieku. To z pewnością jest łatwo zauważalne dla czytelniczek z 2016 roku. I one, i Andzia uważają, że teraz żyje się ciekawiej i swobodniej. Nie zauważają natomiast, bo mają zbyt małą wiedzę na ten temat, że Andzi nie podoba się przedmiotowe traktowanie służby, ponieważ dziewczynie wychowanej w systemie komunistycznym nie mogło się to podobać. Także problemy mieszkaniowe nowopowstałego państwa PRL-owskiego dźwięczały w głowie Andzi. Wrażenie robiły na niej np. duże mieszkania. Bohaterka przywiązywała również wagę do higienicznego trybu życia, mocno akcentowanego w Polsce lat 60. ubiegłego wieku. Dziwiła się, że ludzie się nie gimnastykują i nie myją, a lekarze nie noszą fartuchów.
Współczesna czytelniczka ma jeszcze możliwość porównania swojego życia z życiem Andzi. Pierwszą rzeczą jaka rzuca się w oczy jest brak telefonów komórkowych i komputerów. Potem: ciasnota mieszkaniowa, dystans rodziców wobec dzieci (szokujący w zestawieniu ze współczesną nadopiekuńczością), fakt szycia ubrań u krawca i 10-klasowy system szkolnictwa. Żadna z dziewczyn, z którą tę książkę omawiałam, nie zwróciła uwagi na to, że zarówno nastolatki z XIX wieku, jak i Andzia do pełni szczęścia potrzebują chłopaka. A kobiety samotne, rozwiedzione czy wdowy miały kiedyś naprawdę trudno. Dzisiaj świat białych kobiet, żyjących w państwach europejskich, jest o niebo lepszy. I wywalczyły to sobie same kobiety. Ta wiedza nie przebija się w książce Marii Kruger, ale warto o tym porozmawiać przy okazji jej przeczytania.

Dla polonistki ciekawe jest też zagadnienie używanego języka - w XIX, XX i XXI wieku. Widać, że język żyje, że pewne słowa powstają, bo trzeba nazwać przedmioty, które pojawiły się w naszym świecie, ale jeśli nie są potrzebne - wypadają. Dzisiaj nikt nie mówi na lekarza "konsyliarz", a na pelerynę "rotunda" - to XIX wiek. Andzia używa słów takich jak: "mowa-trawa", "draka", "ki licho". My mówimy: "brawo ja", brawo ty".