15 lipca 2017

Bolek i Lolek zwiedzają Polskę

Interesująca propozycja. Bolek i Lolek to bardzo bystre chłopaki, szkoda, że nie zrobili kariery w kulturze światowej, ale co tam - cieszę się, że są z nami ;)
Wydawnictwo Znak zaproponowało nam książkę mądrą i ładnie zilustrowaną. Autorką tekstów jest Zuzanna Kiełbasińska, natomiast ilustratorką - Anna Nowacka. 
Jak wskazuje tytuł, Bolek i Lolek wędrują po całej Polsce, konkretnie - w poszukiwaniu smoka wawelskiego. Chłopcy są na wakacjach w Krakowie, ale tam smoka nie ma. Lolek wpada na pomysł, że może smok poszedł do kopalni soli w Wieliczce, bo przecież takie potwory lubią podziemia... Zabawa w szukanie smoka sprawia, że bohaterowie, a my wraz z nimi, zwiedzają m.in. Katowice, zamek w Mosznej, Łańcut, Krynicę Morską, Poznań, Gdańsk i jeszcze wiele innych miejsc. Dowiadują się, że dąb Bartek jest najstarszy w Polsce, że we Wrocławiu mieszkają krasnale, a w Kazimierzu Dolnym grasuje kogut, który przechytrzył samego diabła. Cała książka to duża porcja wiedzy o zabytkach, ciekawych miejscach, przyrodzie i legendach Polski. Każdy przystanek jest zilustrowany; zastosowano tu metodę wyszukiwania na obrazku postaci albo przedmiotu, o którym mówią bohaterowie. To bardzo angażuje czytelników. Polecam. 

12 lipca 2017

Czy można odzyskać skradziony czas?

Na takie pytanie próbuje odpowiedzieć Nelly Rapp w kolejnej części cyklu zatytułowanej "Nelly Rapp
i czarownicy z Wittenbergi". Jest to nieco lepsza, moim zdaniem, część w porównaniu do białych dam. Całość przeczytałam w 15 minut, polecam dzieciom, które odkryły radość czytania. 
Tym razem Nelly orientuje się, że coś nie tak dzieje się z płynącym czasem. Raz przyspiesza, raz nie,
a ludzie są bardzo od niego uzależnieni. To według mnie najważniejsza wartość dydaktyczna tej książeczki. Uświadomienie małym odbiorcom, że to my zarządzamy czasem i że warto czasem go poświęcić rozrywce, spaniu czy lenieniu się... Martin Widmark oparł całość na frazeologizmach związanych z czasem: poświęcić czas; skradziony czas; stracony czas; czas się zatrzymał; pełno czasu; oszczędzać czas. Jak to bywa w takich zabawach językowych, cały dowcip polega na tym, że powiedzenia te zostały potraktowane dosłownie. 
Wspomnę na koniec, że ciekawy jest motyw zamiany czasu w rzecz materialną. Gdybyśmy potrafili to robić...


5 lipca 2017

Nelly Rapp i białe damy

Martin Widmark to, jak informuje nas notka na okładce: "szwedzki gigant literatury dla dzieci". Po serii kryminałów z Lasse i Mają w roli głównej, przyszedł czas na historie gotyckie przeznaczone dla dzieci, w wieku około 8-10 lat.
Historia opowiedziana w "Nelly Rapp i białe damy" jest zabawna, krótka i bezpretensjonalna. W sam raz aby oswoić młodego czytelnika z tematem duchów.
Tytułowa bohaterka, Nelly, otrzymuje od swojej nauczycielki z Upiornej Akademii wykrywacz duchów. Dobrze się składa, ponieważ Nelly z rodzicami jedzie na weekend do zamku Lovlunda. Na zamku podobno pojawia się duch Białej Damy - to Gabriella Svinowska (polska końcówka przy nazwisku :)), która spadła ze schodów idąc na bal ze swoim narzeczonym. Ostatecznie okazuje się, że na zamku mieszkają dwa duchy!
Fragmentami narracja jest prowadzona w czasie teraźniejszym, co nadaje całości reportażowy charakter - akcja posuwa się w bardzo szybkim tempie. Ja mam wątpliwości dotyczące ilustracji - taka surowa kreska nie bardzo mi odpowiada -

Zastrzeżenia mam też do narracji opartej jedynie na opisie akcji. Wychowana w poprzednim wieku, wolę nieco plastyczności. Rozumiem jednak, że w związku z tym, że narracja jest prowadzona z punktu widzenia Nelly, rejestruje ona głównie fakty, dziecko nie skupia się przecież na opisie przedmiotów :)
Dobrze, że bohaterką jest dziewczynka - inteligentna, energiczna, nie boi się duchów, bezproblemowo według instrukcji składa wykrywacz duchów - z feministycznego punktu widzenia OK. Kiedy byłam mała, brakowało mi takich bohaterek. Dlatego pokochałam Anię Shirley - rudego bystrzaka :)
Na pewno ta seria jest odpowiednia do zachęcenia do czytania, do sprawienia, aby sięgnięcie po książkę było dla dziecka czynnością relaksującą. 

13 czerwca 2017

Co jedzą ludzie? Paulina Wierzba

Książkę tę mam od kilku lat. Była odkryciem dla mojego sześcioletniego (wówczas) syna.
Wydawnictwo Albus dba o poziom czytelniczy. Książka jest interesująco wydana i zawiera konkretne informacje na temat dań. Na końcu znajdziemy "Skalę smaku", na której zaznaczymy pięć potraw, jakie przypadły nam do gustu (mydło z ryby? larwy ciem? błotne ciasteczka?). Możemy także opisać i narysować swoje ulubione jedzenie albo to, którego nigdy nie wzięlibyśmy do ust.
Wino z myszy, owcze głowy, pierogi z ogonem kangura - to ułamek atrakcji kulinarnych, jakie podaje nam na tacy pani Paulina Wierzba:
(...) Jacy ludzie, jaka kultura - takie pożywienie. Ludzie w pełni korzystają z zasobów planety, na której żyją, znajdując przyjemność w spożywaniu przedziwnych rzeczy. Z tej książeczki dowiesz się, co jedzą ludzie, a jedzą... w zasadzie wszystko (wstęp).
Zaletą książki "Co jedzą ludzie" jest nie tylko to, że przybliża nam egzotyczne kuchnie takie jak np. kuchnia mieszkańców Peru czy Filipińczyków. Wszystko jest opisane przejrzystym językiem i zdobione nowoczesną grafiką. Przede wszystkim jednak Autorka, prezentując oryginalne dania (chipsy z mrówek ☺), zwraca uwagę na ich kulturowe znaczenie oraz prowadzi czytelnika do wniosku, że zanim zaczniemy krytykować obsiusiane rybki, pomyślmy, czy nasza zepsuta kapusta, zupa z krwi kaczej albo zwierzęce jelita, są tak bardzo atrakcyjne dla innych nacji?
Bon appetit! 

8 czerwca 2017

Tajemnicze księżniczki Khoa Le

Książka jest absolutnie zachwycająca. Idealnie pasuje tutaj cytat przypisywany Leonardowi da Vinci: "Prostota to najwyższa forma wyrafinowania". 
Autorka tekstu i ilustratorka - Khoa Le - stworzyła małe dzieło sztuki, prawdziwe artistic books. Obawiam się, że moje skany nie oddają głębi kolorów i magii, jaka tchnie ze stron tego utworu. 
"Tajemnicze księżniczki" to historia sześciu sióstr-księżniczek o imionach: Kaliope, Flora, Gea, Marina, Zoe. Nie poznajemy imienia szóstej księżniczki. Dlaczego? To tajemnica, trzeba przeczytać, aby się dowiedzieć co potrafiła i jaka była szósta siostra.
Dziewczyny wyruszają pokonać smoka, który pojawił się w ich krainie. Oczywiście wygrywają, a dokonują tego... dobrocią.
Niezwykle ważny jest tu podjęty przez Autorkę temat: przyczyny pojawiania się złości i sposoby radzenia sobie z nią. Problem został ujęty bardzo subtelnie, wykorzystano przy tym baśniową metaforę, co - moim zdaniem - sprawia, że perswazyjność przekazu jest niezauważalna dla dziecięcego czytelnika.





Cały tekst można by zmieścić na jednej stronie A4. W książce zostało to rozplanowane na 45 stron, formatu 24 na 33 cm. Okładka jest twarda, z obwolutą. Każda strona to refleksyjno-nastrojowa ilustracja. Obrazy Khoe Le mają w sobie harmonię oraz bogactwo kolorów i linii typowych dla kultury wschodniej. Mnie trochę kojarzą się z rosyjskimi baśniami - one przecież także pochodzą z tego kręgu kulturowego. "Tajemnicze księżniczki" można tylko oglądać, tekst stanowi dodatek do historii, opowiedzianej w zasadzie poprzez ilustracje. Ta książka to przykład komunikacji intermedialnej, na pewno inspirującej czytelnika do własnych odkryć twórczych. Polecam ją bardzo do pierwszego kontaktu dziecka ze sztuką, ilustracje Khoe Le rozwijają i wzbogacają świat wyobraźni małego odbiorcy. Myślę, że do całości można odnieść metaforę "teatr słów i obrazów" (określenie pani Krystyny Zabawy), ponieważ niewielka objętość treści sprawia, że słowa są ważne, ale wybrzmiewają pełną mocą dopiero poprzez grafikę.


28 maja 2017

Dlaczego warto czytać?

To pytanie słyszę minimum raz w tygodniu. Mówię wówczas o kreatywności, rozwoju wyobraźni, wyciszeniu. Raczej nie działa. Teraz będę mogła podeprzeć się nauką :)
Według badań brytyjskich naukowców osoby, które regularnie czytają książki, są bardziej towarzyscy i otwarci na poglądy innych niż osoby oglądające TV.
Najbardziej uspołecznieni są czytelnicy powieści, najsympatyczniejsi - odbiorcy dramatów i romansów, a najbardziej empatyczni - czytelnicy komedii.
Ostateczny wniosek brzmi następująco: ci, którzy czytają, potrafią ocenić daną sytuację z różnych punktów widzenia i tym samym, lepiej zrozumieć postępowanie innych.
Źródło: http://www.dailymail.co.uk/sciencetech/article-4477786/People-read-books-NICER.html 

27 maja 2017

Opowieści z Narnii. Książę Kaspian

Nie sądziłam, aby druga część Opowieści z Narnii bardziej mi się podobała niż pierwsza. A jednak.
Książę Kaspian to taka Drużyna Pierścienia dla młodszych dzieci.
Można ją czytać niezależnie od pierwszej. Autor-narrator na samym początku streszcza wydarzenia z Opowieści z Narnii. Lew, czarownica i stara szafa oraz informuje, że druga część rozpoczyna się fabularnie rok po powrocie dzieci do realnego świata.
Łucja, Piotr, Edmund  i Zuzanna siedzą na stacji kolejowej. Mają jechać do szkoły. Nagle przenoszą się do innego świata, do jakiś ruin, które wydają im się znajome. Wkrótce znajdują buteleczkę z magicznym płynem oraz łuk i miecz - i przypominają sobie, kim byli w Narnii. Następnego dnia obserwują z ukrycia jak dwaj żołnierze chcą utopić karła. Rodzeństwo ratuje krasnoluda, a ten opowiada im o losach Narnii. Rozpoczyna się "powieść w powieści". Okazuje się, że wiele lat temu, kiedy z Narnii zniknął Aslan i czworo dzieci, które pokonały, Białą Czarownicę, z krainy Telmar przybyli do Narnii Telmarzy. Pierwszy władca, Kaspian Zwycięzca, wytępił mówiące zwierzęta, karły i drzewa. Spora część jednak przeżyła i pochowała się w jaskiniach i lasach. Czekają na przywódcę, który poprowadzi ich do zwycięstwa. Będzie nim Kaspian, wychowany na opowieściach starej niani i opiekuna Doktora Korneliusa, którzy wspierali marzenie chłopca  o przywróceniu dawnych czasów. Kaspian dowiaduje się, że czworo ludzi znowu przybyło do Narnii. Odszukuje je i razem walczą z królem Mirasem i jego zwolennikami. Przybywa też Aslan.
Historia zatacza koło. Narnia znowu jest wolna. Aslan może zająć się czymś innym. Dzieci wracają na stację kolejową. Wiedzą już, że kolejny raz będzie należał tylko do Edmunda i Łucji. Piotr i Zuzanna są już za starzy. Metaforyczne ujęcie dorastania, może nie odkrywcze, ale bezpretensjonalne, doskonałe dla dzieci.
Całość jest niezwykle baśniowa. Motyw starej niani, podstępnego wuja-niby opiekuna, nauczyciela-mentora dla młodego księcia, wilkołaki, wiedźmy, krasnoludy, gadające drzewa, sprytne myszy w żelaznych zbrojach. Przemoc jest mocno przefiltrowana: pokazana jako smutna konieczność, raczej samoobrona niż atak. Klimat bliski Hobbitowi i Władcy Pierścieni, ale także Braciom Lwie Serce Astrid Lindgren. 

20 maja 2017

Harry Potter i przeklęte dziecko

Czegoś takiego jeszcze w historii literatury dla dzieci i młodzieży nie było. Harry Potter i przeklęte dziecko ma formę dramatu przeznaczonego do wystawienia na scenę. Jest podział na akty i sceny, didaskalia, a na końcu spis obsady przedstawienia oraz pełen spis osób biorących udział w produkcji spektaklu. Jego premiera miała miejsce w Palace Theatre w Londynie 30 lipca 2016 roku. Scenariusz napisał Jack Thorne, przedstawienie wyreżyserował John Tiffany. Obaj panowie oraz J.K. Rowling są podawani jako Autorzy tego scenicznego sequela, którego akcja rozpoczyna się 19 lat po zwycięstwie Harrego Pottera nad Voldemortem. Ta książka świetnie nadaje się do omówienia na lekcji jako przykład dramatu. W szóstej klasie wymaga się od polonisty, aby wytłumaczył dzieciom co to jest epika, liryka i dramat. Ten ostatni rodzaj literacki mamy przedstawić na przykładzie utworów Aleksandra Fredry. Naprawdę świetny pomysł 😉 Natomiast doskonale nadaje się do tego Harry Potter i przeklęte dziecko. Dodam tak na marginesie, że w klasie 4. warto poruszyć temat, korzystając z Malutkiej Czarownicy Otfrieda Preusslera.
Harry Potter i przeklęte dziecko bardzo miło mnie zaskoczył. Po siódmym tomie trochę się zmęczyłam. Tymczasem tutaj są stare wątki, ale pogłębione. Jest motyw przyjaźni, lecz dotyczy przede wszystkim konfliktu na linii ojciec-syn. Jest motyw znikania, przenoszenia się w miejscu i czasie, ale w ogóle nie służy zabawie itd. Utwór jest w gruncie rzeczy poważny, raczej dla czytelnika 12+. 
W  ósmej części cyklu - bo tak prezentuje to Wydawca na okładce książki - Harry Potter zbliża się do 40. Z Ginny Weasley doczekał się trójki dzieci, w tym krnąbrnego Albusa, bardzo podobnego w tym do sławnego taty. Albus Sewerus (po kim imiona? 😀) nie potrafi dogadać się z ojcem, ministrem magii. Ciąży mu sława taty oraz jego niechęć do rodziny Draco Malfoya. Tymczasem Albus zaprzyjaźnia się z synem Draco, Scorpiusem. Tak jak i on, od Tiary Przydziału otrzymuje przydział do domu Slytherin. Dopiero wówczas Harry mu zdradza, że Tiara wahała się kiedyś, czy i on nie powinien tam trafić. To wyznanie jednak nie pomaga wzajemnym relacjom ojca i syna. Zbuntowany Albus uważa, że Harry powinien udostępnić Amosowi Diggory`emu zmieniacz czasu, dzięki któremu będzie można przywrócić życie Cedrikowi. Uważa, że tata popełnił przed laty błąd, który teraz można naprawić. Albus razem ze Scorpiusem i Delphie, bratanicą Amosa, postanawiają zaryzykować.
Szybko okazuje się, że zmieniacz czasu przenosi ich w światy równoległe. Motyw "efektu motyla" znowu świetnie się sprawdził. Ostatecznie świat czarodziejów ponownie staje przed wyborem: pokonać czarne moce czy zginąć. Szokiem dla wszystkich jest fakt, że Voldemort miał dziecko z Bellatriks Lestrange. To tytułowe "przeklęte dziecko", które próbuje przywrócić tatę do życia. W ósmej części dużo jest niezrozumianych i skrzywdzonych dzieci. Autorzy - tak mi się wydaje - próbują przekazać tezę, że nie mamy wpływu na to jacy są nasi rodzice, i że najczęściej krzywdzą własne dzieci, bo nie mieli dobrych wzorców albo są obciążeni własnymi traumami. Harry Potter przeprowadza trudną rozmowę z Dumbledorem, podczas której pada wiele gorzkich słów: "Zawsze, kiedy kochałem, krzywdziłem"; "Okazałem się równie złym ojcem dla niego, jak pan dla mnie"; "Byłem ślepy. Właśnie taka jest miłość". Harry Potter i przeklęte dziecko bardzo mi się podobało, ale wydźwięk całości jest dla mnie bardzo smutny. Mimo pozytywnego zakończenia: znowu wygrywa Dobro, przyjaźń chłopców przechodzi próbę czasu, dawni wrogowie się jednoczą, synowie porozumiewają się z ojcami, a miłość rodzicielska jest w stanie pokonać siły ciemności. Jednak na przykładzie losów Harrego i Cedrika, Malfoya, Nevilla pokazano, że śmierci nie cofnie nawet magia, że prawdziwe, immanentne zło nigdy nie umiera;  że powiedzenie "czas goi rany" nie sprawdza się w przypadku, kiedy tracimy ukochane osoby. W ósmej części życie Harrego zatacza koło, jest on świadkiem śmierci swoich rodziców. Musi to przeżyć, aby pokonać Voldemorta. Na pewno to symboliczna scena, metaforyczne przyjęcie świadomości o nieodwracalnym odejściu, bolesna chwila dojrzewania, konieczna, aby zrozumieć siebie i swoje dzieci. Przez całość przebija przekonanie, że nie zawsze miłość wystarcza, aby być z drugim człowiekiem, zrozumieć go, że miłość czasem - paradoksalnie - uniemożliwia porozumienie. Nie jest sama w sobie wartością. To od ludzi zależy w co ją przekształcą. Po lekturze został we mnie smutek Harrego, Nevilla, Snape`a, Draco Malfoya, Amosa Diggory`ego. Zawsze za mocną stronę cyklu o Harrym Potterze uważałam fakt, że bohaterowie nie są papierowi ani cukierkowaci. Jednak w ósmej części zyskali dopiero taki ostateczny szlif - psychologia postaci została wzbogacona i poszerzona. Naprawdę, jak to robią ci anglosascy pisarze, że ich książki dla dzieci i młodzieży są równocześnie lekkie i poważne, smutne i wesołe, głębokie, ale nie tak, aby utonąć? Na szczęście mamy już swojego Szczygielskiego... 😃
Przeczytałam całość w jeden wieczór. Genialny jest pomysł, aby poprzez formę dramatu scenicznego ominąć opisy i skupić się tylko na akcji. Ciekawe jak wyglądają na scenie pojedynki z fruwaniem w powietrzu?
Autorzy bardzo sprawnie powiązali wątki z poprzednich części, nie umiem jednak ocenić, czy ktoś, kto nie czytał poprzednich tomów, połapie się o co chodzi?
W każdym razie dzieło Johna Tiffany`ego, Jacka Thorne`a oraz J.K. Rowling od lipca 2007 roku zdobyło 22 nagrody teatralne w Wielkiej Brytanii, w tym w Evening Standard Best Play Award. Na 22 kwietnia 2018 roku zapowiedziano jej premierę na Brodwayu w Nowym Jorku. No cóż, gdyby nasza młodzież miała chodzić do teatru na takie sztuki, zamiast na Zemstę Aleksandra Fredry, to w przyszłości nie byłoby tak kiepsko z naszym teatralnym wykształceniem jak jest dzisiaj.