18 listopada 2017
11 listopada 2017
Pachnące książki - jak czekolada, jak cytryna
Autorka: Joanna Krzyżanek; ilustrator: Zenon Wiewiurka. Ten sam tandem co w przypadku publikacji o kurze Adeli.
Obrazki są zabawne, przemyślane, staranne. Tekst natomiast, no cóż. Mnie się wydaje za długi, zbyt retoryczny, przegadany. Może patrzę na to z punktu widzenia matki czytającej dziecku. Książki pożyczyłam od 11-letnich dziewczynek, im ta seria bardzo się podoba.
Bajka pachnąca czekoladą to pierwsza pozycja cyklu. Całą historię opowiada nam Emilian Apla, urodzony w bibliotece bibliotekarz. A jest to historia sklepu z czekoladą prowadzonego przez pewne małżeństwo: Hilarię i Balbina Andruszko. W dniu urodzin Balbina, jego żona oznajmia, że jadą w dawno wymarzoną podróż dookoła świata. Tylko co zrobić ze sklepem? Odpowiedź daje im Baba Porada. Każdy chętny musi kupić czekoladę i zjeść ją dopiero po 48 godzinach. Udaje się tylko jednej osobie. Dlaczego? O tym trzeba przeczytać. Obwoluta książki i jej strony zostały tak zaprojektowane, aby po potarciu ich dłonią, poczuć zapach gorzkiej czekolady. Synestezja, o jakiej się nie śniło filozofom... :)
Bajka pachnąca cytryną zbudowana jest na tym samym schemacie: Emilian Apla opowiada nam o Małgosi i jej dziadku. Małgosia ma 8.urodziny i wymienia 9 rzeczy, jakie chciałaby dostać w prezencie. Na końcu okazuje się, że dziadek wziął tekst bajki o rozkapryszonej Loli za żądania swojej wnuczki. A jego Małgosia kocha go za to, że jest, a nie za to co od niego dostaje. Ładny przekaz, bez dwóch zdań :)
W tekście oczywiście znajduje się pełno odwołań do cytryn, do kwaśnej miny itp. Mnie jednak najbardziej spodobało się pierwsze zdanie, wyzwalające baśniowe skojarzenia: Za siedmioma rozłożystymi klonami wiła się droga - długa, szeroka i kamienista, otoczona z prawej i lewej strony niskimi murowanymi płotami, na które kilka lat temu wdrapał się mech i już z nich nie zszedł.
Cytat: str. 11, Wydawnictwo WDS w Sandomierzu
3 listopada 2017
Księga życia
Tytuł zobowiązuje, chociaż to film :) Podobnie jak okoliczności - trwa czas wspominania zmarłych. Dzisiaj docierają do nas inne - niż słowiańska - tradycje obchodzenia pamięci o tych, co odeszli. Oczywiście najpopularniejsze jest Haloween, ale coraz częściej słyszy się także o meksykańskim Dia de Muertos, polegającym na festiwalowym ujęciu tematu śmierci. I do tej tradycji nawiązuje film z 2014 roku pt. Księga życia.
Nie będę rywalizowała z Filmwebem, bo jest lepszy ode mnie, dlatego zainteresowanych odsyłam na stronę http://www.filmweb.pl/film/Ksi%C4%99ga+%C5%BCycia-2014-683515#.
Nie będę rywalizowała z Filmwebem, bo jest lepszy ode mnie, dlatego zainteresowanych odsyłam na stronę http://www.filmweb.pl/film/Ksi%C4%99ga+%C5%BCycia-2014-683515#.
Film polecam. Reżyser: Jorge R. Gutierrez razem ze scenarzystą: Douglasem Langdale`m stworzyli barwną, opartą na meksykańskiej tradycji, wizję zaświatów, w których istnieją dwie krainy: Kraina Zapomnianych i Kraina Pamiętanych. Ci ostatni w Dzień Zmarłych spotykają się z żywymi bliskimi na swoich własnych grobach. Nota bene, groby są kolorowo przystrojone, obstawione jedzeniem (słowiańskie dziady!).
Film rozpoczyna się wizytą grupki dzieci i nastolatków w muzeum. Zwiedzający uważają, że to najnudniejsze miejsce na świecie. Lecz tajemnicza pani przewodniczka szybko wyprowadza ich z błędu. Otwiera Księgę Życia i wprowadza młodzież w świat dwóch potężnych bóstw: La Muerte i Xibalby. Założyły się one o to, który z chłopców - Manolo czy Joaquin poślubią piękną i mądrą Marie (kiedy dziewczyna wraca z Europy, krążą o niej plotki, że czyta książki dla przyjemności!). Sprawa nie toczy się jednak o miłość. Chodzi o dojrzewanie, o zrozumienie wśród najbliższych, o odwagę bycia sobą. Doceniam, że ktoś postanowił oswoić dzieci z tematem śmierci. Podobała mi się także animacja - bohaterowie wyglądają jak drewniane kukiełki, co naprowadzało mnie na motyw "życie-scena", ale chyba niezamierzony przez twórców.
Film rozpoczyna się wizytą grupki dzieci i nastolatków w muzeum. Zwiedzający uważają, że to najnudniejsze miejsce na świecie. Lecz tajemnicza pani przewodniczka szybko wyprowadza ich z błędu. Otwiera Księgę Życia i wprowadza młodzież w świat dwóch potężnych bóstw: La Muerte i Xibalby. Założyły się one o to, który z chłopców - Manolo czy Joaquin poślubią piękną i mądrą Marie (kiedy dziewczyna wraca z Europy, krążą o niej plotki, że czyta książki dla przyjemności!). Sprawa nie toczy się jednak o miłość. Chodzi o dojrzewanie, o zrozumienie wśród najbliższych, o odwagę bycia sobą. Doceniam, że ktoś postanowił oswoić dzieci z tematem śmierci. Podobała mi się także animacja - bohaterowie wyglądają jak drewniane kukiełki, co naprowadzało mnie na motyw "życie-scena", ale chyba niezamierzony przez twórców.
2 listopada 2017
M jak dżem
Bohaterka ma lat 13, ale
mnie się wydaje, że już 11-latka może to czytać.
Powieść Agieszki Tyszki
dotyczy problemów z jakim może się stykać współczesna
nastolatka. Pierwszy to mobbing w szkole i w klasie. Główna
bohaterka – Nela – jest prześladowana przez koleżanki z klasy.
Agnieszka Tyszka postanowiła ośmieszyć agresorki i z dużym
poczuciem humoru naśladuje idiotyczne odzywki dziewczyn,
zafascynowanych tasiemcowymi serialami. Smutne jest to, że pani
dyrektor szkoły wcale nie pomaga Neli, wprost przeciwnie – okazuje
się głupkowatą i leniwą personą. Książka powstała 10 lat
temu. Z walką z mobbingiem jest już na szczęście nieco lepiej –
społecznie rozpoznaliśmy to zjawisko i zyskaliśmy narzędzia
prawne do walki z nim.
Nela zmaga się nie tylko
z koleżankami. Tęskni za swoim tatą, który nie chce utrzymywać z
nią kontaktu. Mama Neli po raz drugi wyszła za mąż i jest
szczęśliwa w tym związku. Nela również ma doskonałe kontakty z
ojczymem.
Pewnego dnia Nela spotyka
80-letnią Panią Lilę, która pasjami przygotowuje domowe
przetwory, w tym tytułowy dżem. Pani Lila, podobnie jak Nel,
przeżywa rodzinne kłopoty. Jej dorosła córka nie chce utrzymywać
kontaktu z mamą, separuje także od babci jej wnczkę. Tzw. światowe
życie (symbolizowane przez wyjazd na narty w czasie Bożego
Narodzenia) jest dla niej ważniejsze. Oczywiście Agnieszka Tyszka
nie pozostawia wątpliwości po czyjej stronie stoi. Nie do końca są
to jednak takie klasyczne wartości, bo np. babcia Neli, niechętna
wnuczce, została przedstawiona jako skończona dewotka,
niepotrafiąca wcielić w życie nauk Chrystusa.
Ostatecznie Nela decyduje
się wysłać tacie swój notatnik/pamiętnik. Robi to w odpowiedzi
na dosyć oschły mail od ojca. Postanawia jednak wyjść szczęściu
naprzeciw. Jest bowiem mądrą, wrażliwą i odpowiedzialną
dziewczynką. Polecam.
31 października 2017
Calineczka
W "Biedronce" znalazłam uroczą Calineczkę wydaną przez oficynę Jedność z Kielc. Tekst Andersena zaadaptowała pani Barbara Żołądek, a autorką delikatnych, pastelowych ilustracji jest pani Ola Makowska. Książka ma format albumowy, format A2, twarda okładka z papierową obwolutą, kredowy, gładki papier. Polecam.
28 października 2017
Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy. Anna Dziewit-Meller
Książka ma formę
przewodnika-gawędy. O fantastycznych kobietach opowiada nam pierwsza z bohaterek:
Henryka Pustowójtówna. Cel publikacji został wyjaśniony na samym
początku słowami włożonymi w usta dzielnej powstanki: Ten plan
to pokazać ci moje koleżanki. Żebyście się poznali – i może
polubili. (...) Nieraz już o tym rozmawiałyśmy w swoim gronie –
że ty nic o nas nie wiesz! A przecież my jesteśmy. Siedzimy takie
smutne i samotne gdzieś za pożółkłych ze starości kartach
książek (...) Wycieczki szkolne jakoś nas omijają, zawsze idą
tam gdzie są chłopaki, a na nas opadają kurz i okruszki czipsów.
W książce znajdziemy
galerię postaci kobiecych: niektóre są już szerzej znane,
niektóre zupełnie nie, jak np. Barbara Hulanicki.
Anna Dziewit-Meller przybliża nam życiorys Henryki Pustowójtówny, Świętosławy, Jadwigi Andegaweńskiej, Elżbiety Drużbackiej, Magdaleny Bendzisławskiej, Narcyzy Żmichowskiej, Simony Kossak i kilku innych.
Anna Dziewit-Meller przybliża nam życiorys Henryki Pustowójtówny, Świętosławy, Jadwigi Andegaweńskiej, Elżbiety Drużbackiej, Magdaleny Bendzisławskiej, Narcyzy Żmichowskiej, Simony Kossak i kilku innych.
Książkę czyta się
bardzo szybko. Nie ma mowy o suchej dydaktyce, teksty są krótkie,
napisane młodzieżowym językiem, może czasem nawet zbyt
kolokwialnym :) Autorka prostym językiem wyjaśnia zawiłości polskiej
historii: Wyobraź sobie, że to był czas, kiedy Polski nie było
na mapie. Inne kraje wzięły sobie po kawałku naszego i nie chciały
za nic nam ich oddać. Mówiono o tym rozbiory. Niespecjalnie mi się
to podobało. Zresztą nie tylko mnie. Było nas trochę, tych mocno
niezadowolonych. O wojnie pisze w sposób inny niż ten, do
którego jesteśmy przyzwyczajeni przez dominujący pogląd
ukształtowany w kulturze patriarchalnej: Paskudna jest wojna i
niech nikt nie myśli inaczej, bo dostanie ode mnie fangę w nos.
Po omówieniu każdej
postaci umieszczono słowniczek z pojęciami związanymi z
prezentowaną biografią, np. po prezentacji Świętosławy można
sobie poczytać co to jest saga albo kim byli wikingowie, a po
Narcyzie Żmichowskiej – o feministkach i feministach. Niezwykle
przyjemna dla oka jest kreska pani Joanny Rusinek: inteligentne i
zabawne obrazki tworzą spójny przekaz.
Nie ma mowy o całościowym
ujęciu biografii, Autorka książki wybiera fragment obrazujący
dokonania konkretnej kobiety, resztę omawiając skrótowo albo po
prostu urywając wątek. Nieustannie także zadaje pytania w stylu:
Jakbyś się czuła, gdybyś nie mogła się uczyć, studiować, być
np. oceanografką? Podkreśla bezsens nierówności płciowej, zwraca
uwagę, że nadal te nierówności istnieją. Zachęca również do
samodzielnych poszukiwań informacji o kobietach z książki. Wraz z
uwagami o tym, że ludzie stanowią jedność ze zwierzętami oraz że nie
wolno nikogo dyskryminować – stworzyła spójny obraz świata
zbudowanego na fundamencie sprawiedliwości, wolności, życzliwości,
szacunku dla innych, użyteczności społecznej, pracy i pokoju.
Gdyby świat był rzeczywiście tak zbudowany, żyłoby nam się
lepiej, prawda, dziewczyny? No to do dzieła!
13 października 2017
Nelly Rapp i szamanka - Martin Widmark, Christina Alvner
Tym razem tematem są
duchy, zombie i voodu. Jestem temu przeciwna, dlatego nie będę się
specjalnie rozpisywała. Fabuła jest następująca: rodzice Nelly wybrali się
do karaibskiej restauracji na kolację. Tam mama Nelly wypiła napój
zatytułowany "Ucieczka dusz". Okazało się, że
właścicielka restauracji zamienia ludzi w zombie, aby dla niej
pracowali. Do tego trzyma w skrzyni laleczki voodo i za ich pomocą wyrządza krzywdę ludziom, których symbolizują.
Nelly ma amulet egipski,
chroniący ją przed czarami, dlatego bez problemu uwalnia mamę i
innych ludzi od czarów. Nie podoba mi się zarówno tematyka, jak i użyty język. Wydaje mi się, że tłumacz nie dołożył należytej staranności w doborze słów. Nelly mówi np. do starszego pana: Patrz, jak idziesz! - co w języku polskim brzmi niegrzecznie. Nie podobała mi się
także uwaga Nelly, że jej tata, gdy patrzy na ładną kobietę, ma w
oczach coś, co przypomina wygląd psa, który zauważył suczkę.
Moim zdaniem to wulgarne i nieodpowiednie dla dzieci.
I na koniec jeszcze jedna scena: mama Nelly
wymierza swojemu mężowi siarczysty policzek za to, że zauroczyła
go ładna miss Thompson. No, nie. Dla mnie nie do przyjęcia. NIE POLECAM.
Subskrybuj:
Posty (Atom)