21 sierpnia 2016

Drzewka szczęścia Agnieszka Frączek

Wydawnictwo Egmont specjalizuje się w ciekawych propozycjach dla dzieci. Książka Agnieszki Frączek została pięknie wydana pod względem edytorskim - nasycone barwy, kolorowe tytuły wierszy oraz ilustracje Elżbiety Wasiuczyńskiej tworzą bajkową całość. Obrazki wyglądają jak wyszywane, co widać na okładce. Są tak urocze, że można je podziwiać osobno, niezależnie od wierszy.
Drzewka szczęścia to zbiór liryków ilustrujących określoną filozofię życia ujętą w samym tytule. Poetka rozwinęła to w wierszu:
Jedno ma listki w kształcie becika,
takiego, w jakim niemowlak fika,
drugie przechodniów żaglem zachwyca
i z wdziękiem sunie w dal po ulicach, (...)
piętnaste sroce dzierga berecik,
dwudzieste ósme wciąż tańczy cza-czę....
Bo każdy szczęście widzi inaczej. 
A jak widzi je Agnieszka Frączek? Miłość, przyjaźń, rodzina, szacunek dla innych oraz skupienie się na szczególe, zatrzymanie w biegu, zauważanie zmian pór roku, kałuży na chodniku, a także optymizm, życzliwość na co dzień, przekonanie o własnej wyjątkowości, o byciu wyrozumiałym dla siebie. Wiersze Agnieszki Frączek wzruszyły mnie, szczególnie utwór Życzę ci, córeczko, byś...- zawiera wszystko to, co chciałabym przekazać córce. W zwykłych-niezwykłych słowach. Dużo z  tych wierszy to gotowe wpisy do pamiętnika, życzenia i dedykacje. Jest zabawa słowem, jak w wierszu ***Uśliku bezmiechu, w którym trzeba odczytać ukryty sens.
Agnieszka Frączek operuje wyrazami codziennymi i codziennymi realiami, stosuje proste rymy, ze stałym układem sylab, przez co wiersze są rytmiczne, a wykrzykniki nadają wielu wypowiedziom dziecięcą ekspresyjność.
Mam natomiast kłopot z ustaleniem odbiorcy tego zbiorku. To raczej tomik wierszy dla dorosłych, dla kobiet - wydaje mi się, bo to kobiety tak postrzegają świat - poprzez szczegóły. Filozofia tych wierszy jest poważna, choć ukryta między kolorowymi literkami i dziecięcymi obrazkami. Ale to nie oznacza, że nie powinniśmy tych liryków czytać dzieciom. Wydaje mi się tylko, że nie należy oczekiwać pełnego zrozumienia od 5-8-latków. Moja 6-letnia córka podziwiała ilustracje i pytała w jaki sposób można zasadzić tęczę w garnku? Porozmawiałyśmy sobie filozoficznie i tyle. Czyli wiersze stanowią pretekst do zadumy, a to przecież w poezji chodzi.
Nie mogę jednak ostatecznie powstrzymać się od refleksji, że można było te wiersze wydać jako tomik poezji dla dorosłych. Tylko kto by to kupił?

20 sierpnia 2016

Willa Trzech Łotrów

No fajna, fajna książka. Oczywiście jak na rasowego recenzenta (czyli nieco zazdrosnego o talent Autorki :)) delikatnie wytknę słabsze fragmenty, ale powieść powinna znaleźć się w kanonie lektur młodszych nastolatków: 9-11-letnich. Chciałabym też ją włączyć w listę lektur szkolnych. To chyba największy komplement? ;)
Akcja rozgrywa się współcześnie. Klasy 4 SP szkoły niepublicznej o profilu artystycznym jadą na obóz. Tematykę wyjazdu wymyślił nauczyciel o pseudonimie Globus. Wychodząc naprzeciw dzisiejszej modzie na wampiry, Globus postanowił, aby motyw przewodni obozu nawiązywał do horrorów. Dzieciaki jadą do ośrodka położonego w lesie. Wszystko tam jest dziwne i podejrzane. Dziewczyny są przekonane, że podaje im się na obiad czerninę z krwi myszy i chomików... Błee. Czy to prawda?
Narrację prowadzi główny bohater: Kacper Koc. I to jest pierwszy słabszy element - zza narratora dziecięcego wygląda co chwila narrator dorosły-wszechwiedzący. W efekcie Kacper jest wyjątkowo dojrzały i rozsądny. Z drugiej strony - jest to próba stworzenia bohatera pozytywnego, wzoru do naśladowania. Drugi minus fabularny jest związany z pierwszym - z treści wynika, że bohaterowie chodzą do 4 klasy, mają wobec tego 9-10 lat. Ewidentnie zachowują się jednak jak 11-13 latki. Ta niewielka różnica w liczbach przekłada się na znaczącą różnicę w dojrzewaniu na tym etapie rozwoju. Może to powodować brak poczucia tożsamości czytelnika i bohaterów. Dlatego uważam, że najlepsi odbiorcy to dzieci między 9-11 rokiem życia. One raczej nie odczują tej dysharmonii w narracji. Chyba także - nie jestem pewna - nie zauważą, że Kacper podkpiwa sobie z hasła "kreatywność", czego raczej nie powinien był robić, bo ciężko chodzić do szkoły z wizją, której się nie akceptuje. Ale to naprawdę szczegóły dla wtajemniczonych.
OK. Teraz plusy. Książkę dobrze się czyta, ponieważ dialogi przeważają nad opisem. Opis też jest - plastyczny, tworzy klimat miejsc, nie jest nadmiernie szczegółowy. Tematyka - bardzo interesująca dla współczesnych nastolatków, groza w rozsądnych dawkach. Bohaterowie są sympatyczni i mądrzy; ich konstrukcja psychologiczna nie jest męcząca dla czytelnika - reprezentują oni określone typy, czytelnik zawsze lubi rozpoznawać to co już zna: Kacper to klasowy mądrala, Oliwia - klasowa piękność, Sebek - myśli tylko o jedzeniu, Feliks - to klasowy piekielnie inteligentny cwaniak itd.
Bardzo pedagogiczny jest wątek przemycony w narracji - przekonanie, że szacunek należy się każdemu, że ważna jest współpraca, przyjaźń i lojalność. Jest też epizod dotyczący Globusa - nauczyciel jawi się czytelnikowi jako inteligentny, zainteresowany młodzieżą pedagog, z własną smutną tajemnicą, dzieciaki przekonują się, że poglądy i zachowanie nauczyciela wynikają z czegoś konkretnego, a nie są zwykłą złośliwością.
Wśród dorosłych bohaterów pojawiają się ciemne typy, na które trzeba uważać. Gdzieś tam kołaczą mi się nawiązania - klimatem - do powieści Nienackiego, Niziurskiego, Ożogowskiej.
Ważny jest też wątek ekologiczny, w którym główną rolę odgrywają egzotyczne zwierzęta. Najważniejsze, że pani Małgorzata Strękowska-Zaremba pokazała, że można napisać książkę dla nastolatków, z polskimi realiami, z najmodniejszymi tematami: jest krew, jest podejrzany kucharz, mowa jest o duchach i powieszonych łotrach. A to wszystko pokazane z humorem, tak, aby przestraszyć, a nie przerazić. Jest też tajemnica opuszczonego dworku i tragedia jaka dotknęła miejscowość, w której leży ośrodek.
Powieść kończy się happy endem. To ciekawa i zabawna książka. Polecam.

11 sierpnia 2016

Hanna Zdzitowiecka

Hanna Zdzitowiecka - ur. 29 stycznia 1909 w Warszawie, zm. 25 kwietnia 1973 roku w Warszawie; pisarka, autorka słuchowisk radiowych, propagatorka wiedzy przyrodniczej; ukończyła Szkołę Główną Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie; debiut w 1947 roku na łamach prasy dziecięcej; pisała do "Płomyczka", "Misia", "Świerszczyka", "Płomyka". Wydała ok. 20 książek dla dzieci, m.in.:
W lesie (1953)
Nad wodą (1956)
Tęcza w kropli wody (1956)
Kosmatek ze starej wierzby (1957)
Leszczynowe ludki (1958)
W norach i jamkach (1963)
Pantofelek pięknej Rodopis (1966)
Córki królowej Borany (1970)

Dwa listy Hanna Zdzitowiecka

Książeczka została wydana dawno, dawno temu (1969) i chyba nie była wznawiana, a szkoda. Hanna Zdzitowiecka pisała utwory dla dzieci, w których przybliżała małym czytelnikom prawa rządzące przyrodą. Dwa listy opowiadają historię dwóch ptaszków: zięby i gila. Zięba postanowiła poznać kolegę, o którym tylko słyszała, że jest do niej podobny. Ptaszki nie mogły się spotkać, ponieważ rozmijał się ich czas przylotu i odlotu do Polski. Zięba napisała list na liściu klonowym i dała go mazurkowi, aby przekazał gilowi.
Niestety, liść zaginął. Lecz gila zaciekawiły opowieści o ziębie. Przed odlotem na Północ napisał list do nieznanej mu osobiście zięby. Na śniegu. Ptaszki się nie spotkały, ale ile czytelnik dowiedział się o życiu ptaszków, dzików i ryjówki w lesie podczas zimy i wiosny! To ogromna wartość tej książeczki - informacje wplecione w fabułę, podane mimochodem, prostym językiem; oto fragment:

Stara matka wiodła gromadę warchlaków pod stary dąb, skąd dolatywał zapach świeżo opadłych żołędzi. Dziki zryły ziemię dookoła, pogniotły i wdeptały w nią liście tak, że po ich przejściu wszelkie poszukiwania były daremne. 
- Zięba będzie miał do mnie żal, że nie dopilnowałem tego listu - martwił się mazurek. 

Uzupełnieniem treści są ilustracje Heleny Matuszewskiej, przypominające obrazki malowane farbkami. Nastrojowe, delikatne.


9 sierpnia 2016

Merida Waleczna

Świetny film. Powstał w 2012 roku, zdobył 5 nagród w 2013 roku:
Oscar za najlepszy film długometrażowy
Złote Globy - najlepszy film animowany
Bafta - jw.
Annie - najlepszy montaż i scenografia
Amerykańskie Stowarzyszenie Montażystów - najlepszy montaż

Film o relacjach między córką i matką, podany w genialny, prosty sposób, w otoczce celtyckich tradycji.
Merida to łobuzica, uwielbia strzelać z łuku, jest pyskata, odważna, samodzielna, wrażliwa i mądra. Jej mama - Elinor - chce wychować córkę na Księżniczkę - wyważoną, kulturalną damę. Merida buntuje się przeciwko planowanemu zamążpójściu i ucieka z zamku. Prosi o pomoc czarownicę. Ta daje jej magiczne ciastko, które ma sprawić, aby mama Meridy nie chciała rządzić jej życiem. Jednak ciastko działa nieco inaczej - Elinor zamienia się w niedźwiedzicę. Merida musi uchronić mamę przed śmiercią z rąk taty - Fergusona, niezwykle ciętego na misie, musi też odmienić czar, aby nie stracić mamy na zawsze.
Ostatecznie Merida przekonuje się, że mama niezwykle ją kocha i jest gotowa dla niej zginąć. Mama godzi się z charakterem córki, rodzice zgadzają się na propozycję Meridy, aby przybyli na turniej zalotnicy najpierw zdobyli serce dziewczyny, a potem jej rękę.
Można więc rzec, że fabuła jest typowa - bohaterka musi przejść określone etapy, "stracić" mamę, spotkać Zło, pokonać je, aby zrozumieć siebie. Tak, tak jest. Do tego wikingowsko-celtycka otoczka i dużo, dużo humoru. Kapitalne są sceny z tatą Fergusonem i zalotnikami - każda postać to określony typ męski, a wszyscy przemądrzali i naładowani testosteronem :) To chyba pierwsza animacja, w której dziewczyna nie szuka męża, ba - nie potrzebuje go do szczęścia (nie, pierwsza była chyba Pocahontas). Podobało mi się. Mojej prawie sześcioletniej córce też. Popłakała się w scenie, kiedy Merida myśli, że mama na zawsze zostanie niedźwiedzicą. Dzisiaj to już normalne, ale mnie zadziwia, że postać animowana potrafi tak wzruszyć człowieka. Pamiętam jeszcze filmy Disneya z lat 70. puszczane w TV (czasem :)). To technologiczna i mentalna przepaść.
W Meridzie Walecznej odbiorca bardziej nastawiony na tropy kulturowe dostrzeże, że jest tu przenikanie się świata realnego z duchowym (córkę bardzo zainteresowały niebieskie duszki, pytała mnie, czy tak kiedyś, "w dawnych wiekach" wyglądały anioły?) oraz zderzenie barbarzyństwa (mężczyźni, walka z niedźwiedziami, ogromne porcje mięsa spożywane przez mężczyzn, walka toporami) z cywilizacją (delikatna Elinor, recytowane przez nią poematy, piękne suknie, eleganckie maniery i słownictwo, prymat uczuć nad biologią). Wiadomo, że zwyciężyła cywilizacja, chociaż w filmie Merida jest produktem pośrednim, na pewno mocno sfeminizowanym, nie może być inaczej, jeśli w naszym świecie wszystko co subtelne, wyważone, nie-dzikie uchodzi za "babskie". Merida Waleczna to rycerska opowieść dla dziewczynek i właśnie dlatego powinni ją zobaczyć przede wszystkim chłopcy. Film mówi też o sensie tradycji, każe się zastanowić kiedy tradycja spaja pokolenia, a kiedy je dzieli, czy warto ją zawsze kontynuować?

6 sierpnia 2016

Astrid Lindgren

Astrid Lindgren - ur. 14 lutego 1907 w Vimmerby, zm. 2002 r.; zadebiutowała książką o Pippi w 1945 roku; w 1941 roku córka Astrid, Karin, zachorowała. Dziewczynka miała wówczas 7 lat. To ona wymyśliła imię: Pippi Pończoszanka. Astrid Lindgren zaczęła opowiadać przygody dziewczynki o tak nietypowym imieniu. W 1944 roku pisarka spisała opowieści i podarowała córce na urodziny maszynopis oprawiony w skórę. Potem wysłała go do wydawnictwa, ale uznano go za "wywrotowy". Pisarka nieco go przerobiła i zgłosiła się do konkursu literackiego wydawnictwa. Konkurs wygrała i książka wyszła drukiem w 1945 roku.
W 1963 roku zapisała się do grupy De Nio. W 1958 roku za książkę Rasmus i włóczęga otrzymała Medal im. H. Ch. Andersena, w 1978 roku na wniosek polskich dzieci - Order Uśmiechu, w 1979 roku - międzynarodową Nagrodę Literacką im. J. Korczaka na książkę Bracia Lwie Serce. W 1989 roku otrzymała tytuł doctora honoris causa Uniwersytetu Wrocławskiego. 
Astrid Lindgren miała dwoje dzieci: syna i córkę, mieszkała w Sztokholmie. W wieku 17 lat zaszła w ciążę, co było ogromnym skandalem. Ze względu na dziwną społeczną moralność, musiała oddać synka do rodziny zastępczej. Zamieszkał z nią dopiero po 14 latach. Pisarka wyszła wówczas za mąż, w 1934 roku urodziła córkę Karin. Mąż Astrid Lindgren rozwiódł się dla niej z żoną.
Inne jej znane książki to: Dzieci z Bullerbyn, Emil ze Smalandii, Karlsson z dachu, Nils Paluszek - patrz Wikipedia:) Pisała także dzienniki, które ukazały się w tym roku - Dzienniki z lat wojny 1939-1945. Bardzo ciekawy artykuł na ten temat ukazał się w magazynie "Książki" z marca 2016 roku (Wróg u bram Willi Śmiesznotki Anny Kicińskiej).
Co roku Fundacja ABCXXI organizuje Konkurs Literacki im. Astrid Lindgren na współczesną książkę dla dzieci i młodzieży. 

Informacje: z okładek wydawnictwa Zakamarki, magazyn "Książki" (marzec 2016), Nowy słownik literatury dla dzieci i młodzieży, Warszawa 1984

Pippi zawsze sobie poradzi i inne komiksy

Jeszcze nie opisałam książki, a już przechodzę do komiksu - o tempora, o mores!
Mam w ręku - jak czytam na okładce - drugi z trzech tomów zawierających po 12 historyjek o Pippi, Tommym i Annice.
Komiksy wydaje oficyna Zakamarki z mojego Poznania, słynąca z ambitnych, oryginalnych projektów. Ten - oczywiście - również do nich należy. Komiksy - nadal cytuję wydawnictwo - powstały w latach 1957-1959 i pierwotnie były publikowane w odcinkach w szwedzkim czasopiśmie dla dzieci. Dwa z nich ukazały się w Polsce na początku lat 90. Myślę, że nie był to dobry czas na komiksy. Wówczas jeszcze uważało się je za gorszą odmianę literatury.
Seria o Pippi należy do książek "dziwnych" - że przytoczę za swoimi uczniami. Omawiam książkę w klasie V. Wydawałoby się, że utwór o dziewczynce, która mieszka sama, jest tak silna, że podnosi konia, nic sobie nie robi z konwencji społecznych, a rabusiów wyprowadza w pole - będzie odpowiadał dzieciakom. Zasadniczo tak jest, Astrid Lindgren pisała lekko i z humorem, jej narracje płyną wartko, ale "problemem" są relacje Pippi z dorosłymi. Jej zachowanie wypływa z nieznajomości zasad, ale w ogólnym rozrachunku jest niegrzeczne. Co bardziej wychowane uczennice nie mogły się pogodzić z nieładnymi uwagami Pippi na temat nauczycieli czy koleżanek mamy Tommiego i Annice. Można powiedzieć, że kłopot z odbiorem przygód Pippi leży w naturze Czytelnika, a nie w samej, jak czytam w recenzjach - "wywrotowej" treści książki. Tak, na pewno w polskiej szkole, preferującej konserwatywne relacje, postać Pippi może wywołać niepokój. Wszystko ostatecznie zależy od nauczycielki/nauczyciela - od tego jak omówi książkę. Niektóre dzieci też nie do końca radzą sobie z umiejscowieniem Pippi w realnym, bliskim im świecie. Bo niby jest to zwykła dziewczynka, ale jednak nie do końca. Pippi to Pippi - to wszystko. Albo się ją lubi, albo nie.
Wracając do komiksu. Bardzo dobry pomysł. Ta część, którą czytałam, obejmuje przygody Pippi z pierwszej i chyba drugiej serii książek - nie pamiętam gdzie było rozbieranie choinki? Bo z pierwszej części, znanej w Polsce jako Przygody Pippi pochodzi na pewno fragment w komiksie pt. Pippi na proszonym podwieczorku, czy Pippi i pożar. Myślę, że komiksy o Pippi to ciekawa alternatywa dla książki. Są dzieci, które tylko poprzez komiksy poznają światowe dzieła, i dobrze. Ilustracje, autorstwa Ingrid Vang Nyman są ładne, ładniejsze od wielu ilustracji książkowych, nieco za bardzo przywiązanych do niezwykle sympatycznej, ale specyficznej odtwórczyni roli Pippi w filmie. Dobrze, że jest odmienna artystyczna wizja postaci Pippi. Polecam.

1 sierpnia 2016

Ulubione wierszyki Ewa Szelburg-Zarembina

Książeczka została wydana w 2015 roku przez wydawnictwo Zielona Sowa. Jest to zbiór ponad 30 wierszyków polskiej znakomitej poetki i pisarki Ewy Szelburg-Zarembiny. Ulubione wierszyki to seria książek dla najmłodszych czytelników, zawierająca utwory wybitnych polskich poetów, które należą do klasyki literatury dziecięcej (cytat z okładki). W cyklu tym znajdziemy utwory Jana Brzechwy, Juliana Tuwima i Marii Konopnickiej.

Wiersze Ewy Szelburg-Zarembiny nie są tak znane jak Lokomotywa, Boża krówka czy Kaczka dziwaczka, ale warto się z nimi zapoznać, bo ich Autorka to ceniona i utalentowana pisarka minionego wieku. W poniższym zbiorze można przeczytać zabawne historyjki o rodzinnym śniadaniu, o radości zbiegania z górki, o kotkach usypiających dzieci, o ślimaku-wędrowniczku, o jeżu-zaklętym królewiczu, o rybkach w rzece i wiele innych. Cały dziecięcy kosmos wyobrażeń (Ciemnego pokoju nie trzeba się bać), zadziwień światem (Kasztany), współodczuwania ze zwierzętami (Póki mróz nie zginie).
Wiersze są ilustrowane przez pana Marcina Piwowarskiego i są to fantastyczne, spójne z wymową i klimatem utworów - dziełka.
Poniżej wybrana ilustracja. Polecam. Książka ładnie zaprojektowana.