Świetny film. Powstał w 2012 roku, zdobył 5 nagród w 2013 roku:
Oscar za najlepszy film długometrażowy
Złote Globy - najlepszy film animowany
Bafta - jw.
Annie - najlepszy montaż i scenografia
Amerykańskie Stowarzyszenie Montażystów - najlepszy montaż
Film o relacjach między córką i matką, podany w genialny, prosty sposób, w otoczce celtyckich tradycji.
Merida to łobuzica, uwielbia strzelać z łuku, jest pyskata, odważna, samodzielna, wrażliwa i mądra. Jej mama - Elinor - chce wychować córkę na Księżniczkę - wyważoną, kulturalną damę. Merida buntuje się przeciwko planowanemu zamążpójściu i ucieka z zamku. Prosi o pomoc czarownicę. Ta daje jej magiczne ciastko, które ma sprawić, aby mama Meridy nie chciała rządzić jej życiem. Jednak ciastko działa nieco inaczej - Elinor zamienia się w niedźwiedzicę. Merida musi uchronić mamę przed śmiercią z rąk taty - Fergusona, niezwykle ciętego na misie, musi też odmienić czar, aby nie stracić mamy na zawsze.
Ostatecznie Merida przekonuje się, że mama niezwykle ją kocha i jest gotowa dla niej zginąć. Mama godzi się z charakterem córki, rodzice zgadzają się na propozycję Meridy, aby przybyli na turniej zalotnicy najpierw zdobyli serce dziewczyny, a potem jej rękę.
Można więc rzec, że fabuła jest typowa - bohaterka musi przejść określone etapy, "stracić" mamę, spotkać Zło, pokonać je, aby zrozumieć siebie. Tak, tak jest. Do tego wikingowsko-celtycka otoczka i dużo, dużo humoru. Kapitalne są sceny z tatą Fergusonem i zalotnikami - każda postać to określony typ męski, a wszyscy przemądrzali i naładowani testosteronem :) To chyba pierwsza animacja, w której dziewczyna nie szuka męża, ba - nie potrzebuje go do szczęścia (nie, pierwsza była chyba Pocahontas). Podobało mi się. Mojej prawie sześcioletniej córce też. Popłakała się w scenie, kiedy Merida myśli, że mama na zawsze zostanie niedźwiedzicą. Dzisiaj to już normalne, ale mnie zadziwia, że postać animowana potrafi tak wzruszyć człowieka. Pamiętam jeszcze filmy Disneya z lat 70. puszczane w TV (czasem :)). To technologiczna i mentalna przepaść.
W Meridzie Walecznej odbiorca bardziej nastawiony na tropy kulturowe dostrzeże, że jest tu przenikanie się świata realnego z duchowym (córkę bardzo zainteresowały niebieskie duszki, pytała mnie, czy tak kiedyś, "w dawnych wiekach" wyglądały anioły?) oraz zderzenie barbarzyństwa (mężczyźni, walka z niedźwiedziami, ogromne porcje mięsa spożywane przez mężczyzn, walka toporami) z cywilizacją (delikatna Elinor, recytowane przez nią poematy, piękne suknie, eleganckie maniery i słownictwo, prymat uczuć nad biologią). Wiadomo, że zwyciężyła cywilizacja, chociaż w filmie Merida jest produktem pośrednim, na pewno mocno sfeminizowanym, nie może być inaczej, jeśli w naszym świecie wszystko co subtelne, wyważone, nie-dzikie uchodzi za "babskie". Merida Waleczna to rycerska opowieść dla dziewczynek i właśnie dlatego powinni ją zobaczyć przede wszystkim chłopcy. Film mówi też o sensie tradycji, każe się zastanowić kiedy tradycja spaja pokolenia, a kiedy je dzieli, czy warto ją zawsze kontynuować?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz