W "Biedronce" znalazłam uroczą Calineczkę wydaną przez oficynę Jedność z Kielc. Tekst Andersena zaadaptowała pani Barbara Żołądek, a autorką delikatnych, pastelowych ilustracji jest pani Ola Makowska. Książka ma format albumowy, format A2, twarda okładka z papierową obwolutą, kredowy, gładki papier. Polecam.
31 października 2017
28 października 2017
Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy. Anna Dziewit-Meller
Książka ma formę
przewodnika-gawędy. O fantastycznych kobietach opowiada nam pierwsza z bohaterek:
Henryka Pustowójtówna. Cel publikacji został wyjaśniony na samym
początku słowami włożonymi w usta dzielnej powstanki: Ten plan
to pokazać ci moje koleżanki. Żebyście się poznali – i może
polubili. (...) Nieraz już o tym rozmawiałyśmy w swoim gronie –
że ty nic o nas nie wiesz! A przecież my jesteśmy. Siedzimy takie
smutne i samotne gdzieś za pożółkłych ze starości kartach
książek (...) Wycieczki szkolne jakoś nas omijają, zawsze idą
tam gdzie są chłopaki, a na nas opadają kurz i okruszki czipsów.
W książce znajdziemy
galerię postaci kobiecych: niektóre są już szerzej znane,
niektóre zupełnie nie, jak np. Barbara Hulanicki.
Anna Dziewit-Meller przybliża nam życiorys Henryki Pustowójtówny, Świętosławy, Jadwigi Andegaweńskiej, Elżbiety Drużbackiej, Magdaleny Bendzisławskiej, Narcyzy Żmichowskiej, Simony Kossak i kilku innych.
Anna Dziewit-Meller przybliża nam życiorys Henryki Pustowójtówny, Świętosławy, Jadwigi Andegaweńskiej, Elżbiety Drużbackiej, Magdaleny Bendzisławskiej, Narcyzy Żmichowskiej, Simony Kossak i kilku innych.
Książkę czyta się
bardzo szybko. Nie ma mowy o suchej dydaktyce, teksty są krótkie,
napisane młodzieżowym językiem, może czasem nawet zbyt
kolokwialnym :) Autorka prostym językiem wyjaśnia zawiłości polskiej
historii: Wyobraź sobie, że to był czas, kiedy Polski nie było
na mapie. Inne kraje wzięły sobie po kawałku naszego i nie chciały
za nic nam ich oddać. Mówiono o tym rozbiory. Niespecjalnie mi się
to podobało. Zresztą nie tylko mnie. Było nas trochę, tych mocno
niezadowolonych. O wojnie pisze w sposób inny niż ten, do
którego jesteśmy przyzwyczajeni przez dominujący pogląd
ukształtowany w kulturze patriarchalnej: Paskudna jest wojna i
niech nikt nie myśli inaczej, bo dostanie ode mnie fangę w nos.
Po omówieniu każdej
postaci umieszczono słowniczek z pojęciami związanymi z
prezentowaną biografią, np. po prezentacji Świętosławy można
sobie poczytać co to jest saga albo kim byli wikingowie, a po
Narcyzie Żmichowskiej – o feministkach i feministach. Niezwykle
przyjemna dla oka jest kreska pani Joanny Rusinek: inteligentne i
zabawne obrazki tworzą spójny przekaz.
Nie ma mowy o całościowym
ujęciu biografii, Autorka książki wybiera fragment obrazujący
dokonania konkretnej kobiety, resztę omawiając skrótowo albo po
prostu urywając wątek. Nieustannie także zadaje pytania w stylu:
Jakbyś się czuła, gdybyś nie mogła się uczyć, studiować, być
np. oceanografką? Podkreśla bezsens nierówności płciowej, zwraca
uwagę, że nadal te nierówności istnieją. Zachęca również do
samodzielnych poszukiwań informacji o kobietach z książki. Wraz z
uwagami o tym, że ludzie stanowią jedność ze zwierzętami oraz że nie
wolno nikogo dyskryminować – stworzyła spójny obraz świata
zbudowanego na fundamencie sprawiedliwości, wolności, życzliwości,
szacunku dla innych, użyteczności społecznej, pracy i pokoju.
Gdyby świat był rzeczywiście tak zbudowany, żyłoby nam się
lepiej, prawda, dziewczyny? No to do dzieła!
13 października 2017
Nelly Rapp i szamanka - Martin Widmark, Christina Alvner
Tym razem tematem są
duchy, zombie i voodu. Jestem temu przeciwna, dlatego nie będę się
specjalnie rozpisywała. Fabuła jest następująca: rodzice Nelly wybrali się
do karaibskiej restauracji na kolację. Tam mama Nelly wypiła napój
zatytułowany "Ucieczka dusz". Okazało się, że
właścicielka restauracji zamienia ludzi w zombie, aby dla niej
pracowali. Do tego trzyma w skrzyni laleczki voodo i za ich pomocą wyrządza krzywdę ludziom, których symbolizują.
Nelly ma amulet egipski,
chroniący ją przed czarami, dlatego bez problemu uwalnia mamę i
innych ludzi od czarów. Nie podoba mi się zarówno tematyka, jak i użyty język. Wydaje mi się, że tłumacz nie dołożył należytej staranności w doborze słów. Nelly mówi np. do starszego pana: Patrz, jak idziesz! - co w języku polskim brzmi niegrzecznie. Nie podobała mi się
także uwaga Nelly, że jej tata, gdy patrzy na ładną kobietę, ma w
oczach coś, co przypomina wygląd psa, który zauważył suczkę.
Moim zdaniem to wulgarne i nieodpowiednie dla dzieci.
I na koniec jeszcze jedna scena: mama Nelly
wymierza swojemu mężowi siarczysty policzek za to, że zauroczyła
go ładna miss Thompson. No, nie. Dla mnie nie do przyjęcia. NIE POLECAM.
Subskrybuj:
Posty (Atom)