Dobrze się czyta tę powieść. Na razie poznałam I część, są jeszcze dwie. Klimatem nieco przypomina "Harrego Pottera". Główna bohaterka, Elizabeth Somers, jest wychowana przez ciotkę i wuja. Rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Elizabeth nie przepada za wujostwem, z wzajemnością. Oni tylko oglądają telewizję, a dziewczynka uwielbia książki i łamigłówki. Pewnego dnia, zupełnie niespodziewanie, opiekunowie wykupują Elizabeth świąteczny pobyt w Hotelu Winterhouse. Szybko wychodzi na jaw, że ktoś im za to zapłacił. Kto i z jakiego powodu? Elizabeth czuje się w hotelu szczęśliwa. Poznaje Fredda, z którym łączy ją pasja tworzenia anagramów. Zaprzyjaźnia się także z właścicielem pensjonatu - panem Norbridge. W hotelu przebywa masę osób, czas spędzają na wycieczkach po okolicach, jeżdżeniu na nartach, oglądaniu filmów, słuchaniu wykładów i wypożyczaniu książek z ogromnej biblioteki. Myślę, że jest to miejsce, o jakim marzą wszyscy czytelnicy :) Stara, wielopiętrowa biblioteka, wypełniona po brzegi. I z tym miejscem wiążą się pewne niewytłumaczalne zjawiska, jakich doświadcza Elizabeth. Wkrótce okazuje się, że nie wszyscy są tymi, za jakich się podają. Na scenę wkracza magia.
Nie są to do końca moje klimaty. Wolę klasyczne powieści przygodowe, obyczajowe, czy kryminalne. Kiedy ja miałam 11 lat, na rynku nie było takiej fantastyki. Tutaj nie podobają mi się elementy czarnej magii, bardzo subtelnej, ale jednak. Mojej córce się podobało :) Książka jest napisana ładnym językiem, bez zbędnych uproszczeń czy kolokwializmów. Każdy rozdział rozpoczyna się anagramami, całość zdobią charakterystyczne czarno-białe ilustracje autorstwa Chloe Bristol.