19 maja 2020

Przygody Alicji w Krainie Czarów


Przeczytałam tę książkę jako dziecko, ale jej nie zrozumiałam. Nikt mi nie powiedział, że fabuła jest odwzorowaniem struktury snu, a sama na to nie wpadłam. Do tego trochę mnie przerażały Johna Tenniela. Dzisiaj uważam je za bardzo interesujące. 
Tę książkę można czytać kilka razy i za każdym razem znajdzie się tam coś innego. To opowieść o traktowaniu dzieci, o prawach monarchy/dzisiaj raczej odpowiedniejszym słowem byłby: dyktator, o tym, że nie słuchamy się nawzajem i jesteśmy egocentryczni. Przede wszystkim to opowieść o tym, jak trudne jest dzieciństwo i jak trudno być innym: Alicję-dziewczynkę wszyscy obrażają i poniżają, w najlepszym wypadku lekceważą. Gąsienicy, Gryfowi, Królowej, Białemu Królikowi wydaje się dziwna, bo wygląda i myśli odmiennie od nich. Alicja nie chce przyjąć podrzędnej roli, jaką jej wyznaczają owe stworzenia i dlatego ją atakują - ośmieszają, wyzywają. Naprawdę niesamowita książka. Lewic Carroll ujął to wszystko w prostą fabułę: Alicja zasypia na łące i ... "wpada" do króliczej nory. Tam rośnie, maleje, spotyka Kota z Cheshire, gra flamingami w krykieta z Królową, wynosi dziecko-prosię z domu Księżnej i przeżywa jeszcze kilka absurdalnych przygód. Na końcu swojego snu-podróży uświadamia sobie, kim jest, dojrzewa, mówiąc krótko. To książka wybitna, metaforyczna, symboliczna. Moim zdaniem zmusza czytelnika do refleksji nad własnym dojrzewaniem, doświadczeniami, relacjami z innymi. Dla starszych. 

13 maja 2020


"Elementarz" opracowała pani Roksana Jędrzejewska-Wróbel, a zilustrowała pani Ewa Poklewska-Koziełło. 

Książeczka została wydana jakiś czas temu - w 2012 roku, ale - na szczęście - zasady demokracji się nie zmieniły. "Elementarz" to zbiór krótkich opowiastek, ich bohaterami są Pola i Michał - rodzeństwo oraz ich rodzice. Pewnego dnia Pola wdeptuje w psią kupę. Poirytowana tym faktem postanawia nakłonić właścicieli czworonogów do sprzątania po swoich pupilach. Tylko jak to zrobić? W ten sposób Pola i Michał - a czytelnik wraz z nimi - poznają polski proces legislacyjny. Dowiadują się, kim jest radny, co się robi na sesjach w Radzie Miasta, co to jest uchwała, czym zajmuje się prezydent, a czym parlament. Poli i Michałowi udaje się osiągnąć cel, czyli wprowadzić w życie uchwałę o sprzątaniu psich kup. Wówczas okazuje się, że jest kolejna sprawa do załatwienia - sterty plastikowych siatek... Lecz, jak mówi tata bohaterów: "Przecież na pewno można to jakoś rozwiązać. Pomyślcie, co zrobić, żeby było czysto i jednocześnie ekologicznie?" 
Na końcu znajduje się "Słowniczek" z hasłami. 
Książka powinna być obowiązkową lekturą na lekcjach wychowawczych w szkole podstawowej. Można ją też samemu omawiać z dziećmi. Na pewno stanowi ciekawy punkt wyjścia do rozmów o demokracji. Wydaje mi się, że polskie społeczeństwo jest słabo wyedukowane w tym zakresie i przeciętny Polak niewiele wie o funkcjonowaniu Sejmu czy o uprawnieniach obywatela. Ciekawa i wartościowa pozycja.

9 maja 2020

Epidemie i zarazy - opowiadania fantastyczne czy... współczesne?

"Epidemie i zarazy" to zbiór ośmiu opowiadań, zbudowanych wokół tytułowego motywu. Teksty prezentują różny styl i różne podejście do tematu. Łączy je fakt, że należą do szeroko pojętej fantastyki, ale każdy Autor (i jedna Autorka) wybrał swoją konwencję. Znajdziemy tutaj opowiadanie obyczajowe, historyczne, horror, powiastkę filozoficzną. Bohaterowie walczą, padają ofiarą lub są świadkiem pandemii - czasem rozumianej dosłownie jako choroby dziesiątkującej ludzkość, czasem wirus jest rozumiany przenośnie lub oddziałuje na nasz umysł, anie ciało. Akcja opowiadań rozgrywa się współcześnie, w przyszłości, na innych planetach albo w przeszłości i równoległych wymiarach. Przyjemnie było czytać teksty nawiązujące do polskiej historii - średniowiecznej i wojennej. 
Wszystkie opowiadania mi się podobały, ponieważ zawierają jakąś myśl, tezę, z którą trzeba się skonfrontować. Całość przypomina mi kultowe za komuny tomiki opowiadań fantastycznych pt. Kroki w nieznane.
Zbiorek polecam starszej młodzieży głównie ze względu na słownictwo, sceny przemocy i seksu w dwóch opowiadaniach - Siedlara i Komudy. 

5 maja 2020

Cwaniaczek czy spryciarz?

Długo nie mogłam się za to zabrać, chociaż moja 9-letnia córka zachwyca się wszystkimi seriami "cwaniaczka". Na początku odstręczał mnie sam tytuł ze słowem "cwaniaczek". W języku polskim ten wyraz ma konotacje negatywne. Jego synonimy to: bumelant, oszust, spryciarz, szachraj, bajerant, macher. Z tego wszystkiego lepiej było wybrać słowo: spryciarz. "Spryciarzem" jest na przykład Tomek Sawyer, a nie "cwaniakiem". No dobrze, przyjęłam do wiadomości tytuł. Kolejną sprawą był druk, wygląd graficzny książki. Jest tam dużo obrazków i powiększonych słów. Początkowo sądziłam, że wyróżnione wyrazy coś znaczą. Nie znaczą. Kiedy przyzwyczaiłam się do obrazkowej formy, skupiłam się na tekście. Narracja Grega płynie w 1 osobie, zgodnie z tytułem – jest to "dziennik", prowadzony codziennie lub co kilka dni, chronologicznie. To pierwszy plus – czytelnicy dowiadują się o istnieniu i formie. Może kogoś to zainspiruje do prowadzenia własnego dziennika? Plus drugi – treść. Zabawna, ściśle związana z życiem chłopca. Trwa mroźna zima, a tytułowy bohater - Greg nie lubi zimna, więc opisuje w co się ubiera, jak reagują na lodowate zimno nauczyciele, jak sobie umila chodzenie do szkoły w duży mróz (czekolada w termosie :)), wreszcie – szczegółowo relacjonuje bitwę na śnieżki z kolegami. Greg ma młodszego brata i kochających rodziców. Relacje rodzinne są w zasadzie wzorowe. Część, którą wzięłam do ręki, jest zatytułowana "Jak po lodzie" i dotyczy zimy, inne części skupiają się na pozostałych porach roku. Całość ogólnie mi się podobała. Zabawne były fragmenty, w których Greg relacjonował, że w przyszłości będą nami rządziły roboty, wobec czego należy już teraz grzeczie rozmawiać z kuchenką mikrofalową. Greg martwi się też globalnym ociepleniem oraz "weekendami bez elektroniki", które organizuje mama, zaniepokojona godzinami spędzanymi przez chłopców na grach. Skądś to znamy, prawda? Musiałam się przemóc w kwestii języka. Jest potoczny. No, ale to przecież dziennik chłopca :), gdyby pisał jak Mickiewicz, byłby niewiarygodny :)
"Dzienniczek cwaniaczka" sześć razy otrzymał główną nagrodę Nickelodeon Kids` Choice Award w kategorii Ulubiona Książka. Głosują nastoletni odbiorcy :)

Serię polecam mamom, które chciałyby, aby ich dzieci z przyjemnością samodzielnie sięgały po książkę.  

1 maja 2020

Pożeracze książek. Złoty szyfr

"Pożeracze książek. Złoty szyfr" to druga część przygód Emily i Jamesa, Łowców Książek z San Francisco. Tym razem zagadka dotyczy odszukania prawdziwego skarbu! Całość intrygi oparta jest na legendach miejskich San Francisco – zakopanych pod miastem statkach, imigracji Chińczyków oraz na ciekawostkach związanych z Tomkiem Sawyerem... W fabule znajdziemy liczne aluzje literackie związane z twórczością Marka Twaina, dowiemy się też sporo o realiach życia we współczesnym kalifornijskim mieście. Pojawia się też wątek kryminalno-sensacyjny. "Złoty szyfr" to bardzo ciekawa, inteligentna propozycja dla młodszych nastolatków – miłośników książek.
Do tego ładnie wydana, na przyzwoitym papierze i dużym drukiem. Przyjemnie się czyta.  

25 kwietnia 2020

Pożeracze książek Jennifer Bertman

Niedawno zachwycałam się książką pt. "Przekręt na VanGogha", a teraz okazuje się, że podobna historia powstała pięć lat temu. "Pożeracze książek" to historia "gry w łowców książek". Właściciel księgarni, pan Griswold, wymyśla zabawę dla miłośników czytania. Polega ona na chowaniu książek. Aby je znaleźć, należy szukać wskazówek na odpowiednim portalu internetowym albo w samych książkach. Główna bohaterka, Emily, właśnie przeprowadziła się z rodziną do San Francisco. Wpada na trop pewnej książki i wytrwale jej poszukuje. Po drodze poznaje różne systemy szyfrowania, ponieważ stanowi to klucz do odnalezienia utworu. Okazuje się także, że pana Griswolda napadły jakieś oprychy, a Emily wraz z bratem i przyjacielem zostaje narażona na podobne niebezpieczeństwo. 
W tle przewija się wątek układów rodzinnych w domu Emily. Rodzice dziewczynki uwielbiają przenosić się z miejsca na miejsce, prowadzą specjalny blog i planują wydać książkę na ten temat. Do pewnego momentu Emily akceptuje ten nomadyzm, ale w San Francisko dochodzi do wniosku, że chciałaby gdzieś zamieszkać na dłużej, nie zmieniać ciągle szkół i wreszcie z kimś naprawdę się zaprzyjaźnić. 
W trakcie lektury książki Jennifer Bertman młody czytelnik ma szansę zainteresować się, o jakich powieściach i jakich postaciach ze świata literatury jest tam mowa. Wszystkie są prawdziwe. Istnieje szansa, że poszerzy swoje horyzonty. A jeśli nie, to i tak warto tę pozycję polecić młodszym nastolatkom, tak 10+. Książka jest napisana ładnym językiem, dialogi są płynne, a dydaktyzm niewidoczny (choć jest!). Polecam. 

5 kwietnia 2020

Papierowe miasta John Green

"Papierowe miasta" to opowieść o osiemnastoletnim Quentinie i jego paczce przyjaciół. Wszyscy kończą college. Quentin od lat dziecięcych kocha się w Margo. Dziewczyna jest ekscentryczną nastolatką, wychowaną w domu, w którym nie rozumiano jej potrzeb. Quentin natomiast wprost odwrotnie - jego rodzice są psychologami i z każdej sytuacji tzw. trudnej wychowawczo znajdują wyjście, okraszając je masą fachowych określeń. Quentin uważa swoich rodziców za "dziwnych", czasem go rozczarowują, ale ogólnie wie, że ma szczęście do mamy i taty. 
Pewnej nocy Margo wyciąga Quentina na eskapadę, podczas której chłopak zdaje sobie sprawę, że jest zakochany w swojej koleżance. Czy ona w nim też? Hm, trzeba przeczytać, żeby się dowiedzieć. Sam Quentin też próbuje do tego dojść. Kilka dni przed balem kończącym szkołę, Margo znika. Quentin obawia się najgorszego. Zaczyna szukać dziewczyny, co chwilę odkrywając wskazówki, jakie mu zostawiła. Quentinowi pomagają przyjaciele. Opis ich wspólnej wyprawy samochodowej prze pół Ameryki to świetny opis postrzegania świata przez młodych ludzi. John Green na pewno ma talent do trafnego ujmowania tych codziennych, zwykłych chwil i słów, z których składa się życie. 
Powieść nie należy do porywających, błyskotliwych książek, które wbijają nas w fotel. To raczej typ refleksyjnej narracji, zmuszającej czytelnika do zastanowienia się, co my zrobilibyśmy na miejscu Quentina i co to o nas świadczy. 

30 marca 2020

Świerszcz za kominem Charlesa Dickensa


"Kolędy" znanej bardziej jako "Opowieść wigilijna" nie będę recenzowała, zaciekawił mnie "Świerszcz za kominem". Słyszałam ten tytuł nieraz, ale nie było okazji do poznania treści. Utwór powstał w 1845 roku i nosi znamiona dziewiętnastowiecznej i Dickensowskiej narracji. Nie wiem do końca, jaki dzisiaj adresat byłby odpowiedni. Bezpośrednie zwroty do czytelnika, liczne zdrobnienia, sentymentalna uczuciowość i baśniowa atmosfera pasują do dziecka, ale tematyka i obszerność utworu do dorosłego. "Świerszcz za kominem" należy do jednej z pięciu powieści tzw. wigilijnych, świątecznych. Nie dziwię się, że od początku był popularny w formie spektaklu, musicalu, bo bez trudu można sobie to wyobrazić na scenie. Gadające imbryczki, tańcząca Kropka Peerybingle, śpiewający świerszcz, który pociesza bohaterów, niewidoma dziewczyna malująca zabawki dla dzieci - tak, to gotowa opera :) 
Myślę sobie, że utwór mogliby też przeczytać nastolatkowie, jako przykład klasycznej powieści dziewiętnastowiecznej. "Świerszcz za kominem" to wariacja motywów znanych z wcześniejszej "Opowieści wigilijnej" - pojawiają się duszki, a jeden z bohaterów przechodzi przemianę, jednak całość nie jest tak spektakularna jak powieść ze Scrooge`em. Treść "Świerszcza za kominem" jest następująca: małżeństwo Johna i Dot (Kropka w moim tłumaczeniu) mieszkają w skromnym domku wraz z malutkim synkiem i nianią Tilly. Przyjaźnią się z niewidomą Bertą i jej ojcem Kalebem oraz piękną May, która ma wyjść za mąż za bogatego właściciela sklepu z zabawkami. Niespodziewanie sprawy się komplikują, ale ostatecznie wszystko dobrze się kończy. To propozycja dla ambitnych, zainteresowanych historią literatury. Mnie się podobało.